Cześć. Niektórzy z was może kojarzą mnie już z bloga bennody :). Ostatnio postanowiłam, że chciałabym zacząć pisać coś innego, nowego. No i padło na larry'ego. To pierwszy mój blog w tym stylu, mam nadzieję, że wam się spodoba. Zachęcam do czytania. :3
_______________________________________________
Każdy ma swoje miejsce w
hierarchii. Żyjemy w XXI wieku, gdzie nie można po prostu być sobą i należeć
tam, gdzie by się chciało. Na wszystko trzeba zapracować i wykreować swój
charakter tak, by być ponad innymi. Przynajmniej taki jest mój punkt widzenia. Nic
nie jest za darmo. Jest jeden sposób, by uzyskać szacunek u ludzi. Spowodować,
by się bali. Wzbudzać strach i przytłumić ich, by czuli się przy tobie gorzej. Że to ty tu
rządzisz. Czy ten pogląd jest brutalny i pozbawiony uczuć? Owszem. Ale taki
jest ten świat. Nie ma miejsca na bycie dobrym i miłym, gdy chce się być kimś. A ja – największy cham w całej
szkole – Louis Tomlinson – chcę coś znaczyć.
Okrutny dźwięk budzika przerwał
mój błogi sen. Z nienawiścią spoglądam na ten cholerny przyrząd, przez który
nigdy nie mam szansy się wyspać i z całej siły naciskam przycisk „wyłącz
alarm”. Biorę kilka głębokich oddechów i rozciągam się, by się jakoś rozbudzić,
po czym niechętnie wstaje z łóżka i udaje się od razu do łazienki. Biorę szybki
prysznic – jak zawsze z zimną wodą, by pobudzić krążenie i wyrwać się z
ospałości. Po kilku minutach wychodzę z kabiny i ubieram się. Obcisłe bordowe
rurki i czarno-biały sweter w paski i do tego tenisówki. Spoglądam na zegarek,
cholera, mam dziesięć minut, inaczej się spóźnię. Nerwowo pakuję się do szkoły
i po chwili jestem już gotowy. Z impetem trzaskam drzwiami i zbiegam po
schodach do kuchni. Muszę chociaż wypić kawę. To coś w stylu mojego rytuału.
Bez szklanki gorącej kawy z trzema łyżkami cukru nie wyjdę z domu. Choćbym miał się spóźnić, muszę to zrobić. W
pośpiechu wypijam gorący napój i znowu sprawdzam godzinę. 7:59 – no cóż, mimo
że do szkoły mam blisko, nie ma żadnych szans, żebym zdążył. Zostawiając po
sobie bałagan, chwytam torbę i wybiegam z domu, by chociaż zminimalizować
spóźnienie.
Kurwa mać, pada. No trudno, muszę
to jakoś przeboleć, bo pierwszą lekcją jest matematyka. Gość mnie nienawidzi i
tak zacznie mnie wyzywać, że znowu nie przyszedłem na czas. Ta, ja to mam
problemy. Witam w świecie ucznia ostatniego roku. Czuję wibracje komórki w kieszeni, więc nadal
biegnąc, postanowiłem sprawdzić, kto to. Sms od Natalie – mojej dziewczyny. Skupiłem
się na przeczytaniu wiadomości i po chwili całkowicie straciłem kontrolę nad
swoim ciałem. Coś dużego powaliło mnie na ziemię. Telefon wypadł mi z ręki,
torba się otworzyła i wszystko się wysypało i sam upadłem na kolana.
Rozejrzałem się i zobaczyłem przed sobą jakiegoś dzieciaka, który również leżał
na ziemi. Szmaciarz jebany.
-
Co ty kurwa sobie myślisz! Naucz się chodzić, palancie. Masz oczy? To ich,
kurwa, użyj do tego, żeby widzieć i nie wbiegać na obcych ludzi.
Zażenowany
chłopak również podniósł się z asfaltu i otrzepał ciemnoniebieskie spodnie.
-
Spokojnie – odpowiedział mi z powagą i uśmiechnął się.
-
Jak mam być spokojny, do cholery, jak przez Ciebie spóźnię się jeszcze
bardziej. I w dodatku zobacz, jaki syf narobiłeś.
On
nic nie odpowiedział tylko ponownie się uśmiechnął. Trzymajcie mnie, zaraz mu
coś zrobię. Niech on zamknie tę swoją gębę i przestanie się szczerzyć jak głupi
do sera.
-
Kurwa mać. Pomóż mi chociaż posprzątać, pajacu.
-
Spokojnie – powtórzył swoją ulubioną kwestię, która jeszcze bardziej mnie
pobudzała i doprowadzała do skrajności. – A tak w ogóle to nazywam się Harry.
Ale dla przyjaciół Hazz. Miło mi cię poznać.
-
Masz przyjaciół? Brawo dla ciebie. Ale teraz zamknij mordę, nie chcę ciebie
słuchać.
Podczas
gdy on nachylił się, by zebrać rozsypane książki, zacząłem go obserwować. Był
niezwykle szczupły i wysoki. Miał burzę ciemnych loków, która przysłaniała jego
oczy. Ubrany w czarną marynarkę i zwykłe jeansy. No i nieodłączna część – ten
pieprzony uśmiech. Coś było w tym chłopaku… Coś, co mnie dobijało, drażniło i
sprawiało, że najchętniej bym mu coś zrobił. Ale oprócz tego… Czułem zazdrość.
Zazdrościłem mu jego podejścia do życia. Mimo że odezwał się dwa razy, to nawet
po jego cholernej mimice można wywnioskować, że jest optymistą i jest… inny. Po
prostu.
- Proszę bardzo – podał mi już
zapakowaną torbę.
- Nie
licz, że ci podziękuję. Co spieprzyłeś, naprawiłeś. Rachunek wyrównany, a teraz
spadaj, już wystarczająco dużo czasu mi zabrałeś.
Z
pogardą spoglądam w jego oczy i kieruję się w stronę szkoły. Jednak nadal słyszę
jego kroki tuż za mną.
-
Zgubiłeś się, chłopczyku? Będziesz mnie śledził?
- Nie,
nie zgubiłem. Chodzę tutaj do trzeciej
gimnazjum.
No tak.
Liceum, do którego chodzę to większy kompleks, połączony z gimnazjum.
-
Świetnie. Ale idź trzy kroki za mną. Nie szlajam się z młodszymi.
-
Spokojnie, Lou. Nie musisz się mnie wstydzić. Jeszcze zobaczysz, kiedyś
będziemy przyjaciółmi – odpowiedział mi z opanowaniem i ponownie się uśmiechnął.
Ten
człowiek zdecydowanie mnie przeraża…
Skąd on wie, jak mam na imię? Hm, no to jeszcze da się jakoś wytłumaczyć w
zasadzie… Chodzimy razem do szkoły, a że należę do tych popularnych, więc każdy wie, kim jestem. Nawet ten dzieciak. Ale
ten tekst o przyjaźni? Zignoruję to. Wygląda na to, że ten cały Harry jest z
innej bajki. Zwykły dziwak, nie będę nim sobie zaprzątał głowy. Mam swoich
znajomych, swój świat i w nim nie ma miejsca
dla takich ludzi.