No i po ponad dwóch miesiącach mam dla was 8. rozdział :)
Po prostu zapraszam do czytania!
_____________________________________
Choć z drugiej strony… Czy można żywić uczucia do nowo
poznanej osoby? Czy można chcieć spróbować z kimś być, patrząc przez pryzmat
zaledwie dwóch spędzonych razem dni? Czy to nie jest za bardzo irracjonalne?
Gdy cię nie widzę,
nie wzdycham, nie płaczę,
Nie tracę zmysłów,
kiedy cię zobaczę;
Jednakże gdy cię
długo nie oglądam,
Czegoś mi braknie,
kogoś widzieć żądam;
I tęskniąc sobie
zadaję pytanie:
Czy to jest przyjaźń?
Czy to jest kochanie?
Każdy medal ma dwie strony. Zwątpienie i pewność. Nadzieję i
lęk. Chęć próbowania, strach przed porażką. Czy przesadzam? Możliwe. Jednak to
coś tkwi we mnie od zawsze. Obawa przed odrzuceniem. Czasami myślę, że wiem,
dlaczego przyjmuję maski. Maskę chama. Maskę egoisty. Maskę egocentryka. Bo to pozwala mi na udawanie kogoś, kim nie
jestem i na ukrycie swoich prawdziwych cech. Gdybym się obnażył, mógłbym zostać
zraniony. A dobrze wiem, co to znaczy cierpieć z miłości.
Nie chcę jednak o tym myśleć. Mam takie chwile, gdy
przerażam sam siebie. A konkretniej gdy moje myśli i odczucia przejmują nade
mną kontrolę i popadam w głębokie i życiowe refleksje. Co właśnie teraz
nastąpiło. Cholera, stop. By to wszystko odeszło ponownie zamykam oczy i daję
się ponieść urokowi polany. Po chwili otwieram je szeroko, zadowolony z siebie, że pozbyłem się tych
wszystkich niepokojących myśli. Jednocześnie przypomniał mi się film, który
oglądałem kilka lat temu. „Stowarzyszenie umarłych poetów”. Słabo pamiętam
fabułę, jednak gdy pomyślę o tej ekranizacji przed oczami mam jedno, bardzo widoczne
hasło. Carpe diem. Chwytaj dzień. Jest piękna pogoda. Znajduję się w
niesamowitym miejscu. Przede mną jest chłopak, który sprowadza mnie na lepszą
drogę, wyzwala we mnie to, czego sam nie potrafiłem pokazać i być może chciałbym być bliżej niego. Dlaczego
więc nie spróbować? Wydaje mi się, że nie ma żadnych przeciwwskazań. Trzeba żyć
chwilą. Uświadamiam sobie, że chyba przesadziłem z obawami i wyolbrzymiłem znacząco sprawę.
Mam po prostu dobrze się bawić z kolegą. Być może później z kimś więcej… O tym
się przekonamy do końca dzisiejszego dnia.
Podnoszę się z ziemi, otrzepując spodnie z piasku. Podchodzę
po cichu do Harry’ego, nie chcąc zakłócić jego własnego świata. Ponownie
siadam, tym razem blisko chłopaka, delikatnie pukając go wskazującym palcem w
ramię, by zorientował się, że jestem koło niego. On wzdryga się, dopiero mnie
zauważył. Musiał naprawdę się rozmarzyć.
- Matko, ale odpłynąłem. To miejsce jest świetne. W swojej
zwyczajności jest takie nadzwyczajne.
- Wiem co masz na myśli. Harry, chcesz popływać? Strasznie
gorąco się zrobiło – nie, to wcale nie chodzi o to, że chciałbym zobaczyć jego
ciało…
- Jasne – odpowiada z entuzjazmem. – Tylko że nie mamy
strojów, mogłeś mnie uprzedzić, że będziemy ich potrzebować.
- Zapomniałem –
tłumaczę się. – Zawsze możesz kąpać się w ciuchach. Albo bez. Twój wybór
– puszczam mu oczko.
Obdarza mnie zadziornym uśmiechem i po chwili zrzuca z
siebie koszulkę. Jako osoba uporządkowana – oczywiście składa ją w idealną
kostkę i odkłada na kamieniu. Odwraca się ode mnie i ściąga rurki, powtarzając
te same czynności, co przy T-shircie. Buty odkłada na bok i stoi przede mną w
samych bokserkach w Spongeboba. Drugi raz w życiu mam możliwość oglądania jego
ciała. I drugi raz mnie to tak cholernie podnieca…
- Dalej, Lou. Ja jestem już gotowy, a ty nadal jesteś
ubrany. Chyba że się mnie wstydzisz…
- Kochanie, ja się niczego nie wstydzę – odpowiadam, chcąc
zacząć z nim flirtować. W zasadzie dziwnie się czuję, bo nie jestem nawet
pewien jego orientacji. Wiele rzeczy wskazuje na to, że jest gejem, ale jednak
mogę się mylić. No ale kto, do cholery, przesiaduje w barach dla homoseksualistów, a
tłumaczy się, że: „lubi obserwować ludzi”… I to daje mi nadzieję, że mam u
niego jakieś szanse.
Ja – jako ten nieuporządkowany i nieogarnięty – zdjęte
ubrania zwijam po prostu w kulkę i ciskam, gdzie popadnie. Mina Harry’ego w tym
momencie jest nie do opisania.
- Nie mogę na to patrzeć, Louis. Chyba sobie żartujesz.
Chcesz potem w tym chodzić? Wygląda jak wyjęte psu z pyska… - gromi mnie
spojrzeniem i krok po kroku składa każdą rzecz. – Teraz możemy iść. I nie waż
się więcej tak robić.
- Spokojnie, Hazza, nie przesadzaj – śmieję się z jego
obsesji.
- O nie, kolego. Nie będziesz się ze mnie śmiał –
wykrzykuje, udając obrażonego.
Po chwili rzuca się na mnie i z całych sił łapie mnie w
pasie, chcąc wrzucić do wody. Próbuję mu się oprzeć, wykręcam się, bo wiem, że woda będzie
lodowata i należało by się z nią oswoić na początku. Mimo tego że jestem
starszy i silniejszy, chłopak ma nade mną przewagę, gdyż jest wyższy. Dlatego
podnosi mnie kilka centymetrów nad ziemię i wbiega jak najszybciej do jeziora,
zrzuca mnie, a sam szybko się cofa i zaczyna chlapać z odległości. Lodowata
woda konfrontuje się z moją rozgrzaną od słońca skórą, wywołując dreszcze.
- Tak chcesz się bawić? Proszę bardzo, będziesz tego
żałować! – chcąc się zemścić na Harry’m, podbiegam do niego szybko, teraz to ja
łapię go w pasie i zanurzam całego pod wodę. Przytrzymuje go chwilę pod
powierzchnią i po chwili pozwalam mu się wydostać.
Oboje wybuchamy śmiechem, spoglądając na siebie. Wyglądamy
tak samo idiotycznie. Obejmujemy się ramionami, trzęsąc z zimna, a mimo to
nadal stoimy po pas w wodzie.
- Okej, chyba jesteśmy kwita – uśmiecha się i podaje mi
rękę, jakby na zgodę. Chwytam ją, nasze drżące ręce łączą się.
No i znowu! Młodszy chłopak z całych sił ciągnie
mnie za rękę i wyprowadza na głębszą część jeziora. Gdy on ledwo utrzymuje się
na palcach, ja już tracę grunt. Znowu zaczynamy zachowywać się jak dzieci,
chlapiąc się, podtapiając. Po kilku minutach przywykliśmy już do temperatury,
więc nie spieszy nam się wychodzić. Mimo że rozgrzaliśmy się już i tak nie
przerywamy naszej zabawy. Harry ma przewagę przez swój wzrost, przez co
częściej to ja ląduję pod wodą. Gdy po raz kolejny moja twarz zderza się z
zimną taflą i dobiega mnie śmiech Stylesa, ponownie chcę się zemścić. Zaskakuję
go i od tyłu uczepiam się jego ramion, wskakując na barana. Dłońmi zakrywam mu
oczy i sprowadzam nas pod wodę. Po chwili przestaję myśleć o tym w kategorii
naszego dziecinnego zajęcia, a w głowie pojawiają mi się myśli o tym, jak
blisko jesteśmy. Moje nogi są oplecione wokół jego twardej i wyrzeźbionej
klatki piersiowej. Rękoma obejmuję jego szyję, by móc się utrzymać. Jest…
idealnie. W tym momencie przestaję kierować się mózgiem, a bardziej myślę swoją
męskością. Jesteśmy tak blisko. To wszystko jest tak namacalne, cielesne…
Wypływamy na powierzchnię, przemieszczamy się bliżej brzegu, jednak nadal
kurczowo trzymam się Harry’ego. To ta chwila. Jeśli coś ma się wydarzyć – to tu
i teraz. Wykonuję obrót, ciągle go obejmując, tak, żeby być przodem do niego.
Nadal oplatam go ramionami i krzyżuję nogi
na wysokości jego odcinka lędźwiowego. On delikatnie podtrzymuje mnie,
kładąc swoje dłonie na moje łopatki. Śmiejemy się dalej z naszych wygłupów,
jednak w mojej głowie dalej siedzi to cholerne pragnienie. Nie wierzę w to, co
robię, ale to silniejsze ode mnie.
Spoglądam w jego oczy, on to odwzajemnia. Cholera, raz się żyje. Wpijam
się w jego usta tak szybko, że nawet nie zdążył zareagować. Są… cudowne.
Miękkie w dotyku, pełne i w dodatku dobrze smakują. Pogłębiam pocałunek
wsuwając język przez jego rozchylone wargi. On odwzajemnia to. Ogarnia mnie
wielka euforia, buzują we mnie endorfiny. O ile to możliwe, to jesteśmy jeszcze
bliżej. Przyciska mnie do swojej
klatki piersiowej, błądząc rękoma po mojej szyi, łopatkach, karku. Ja wplatam
dłonie w jego mokre włosy, nie dając szansy na odseparowanie naszych twarzy.
Jesteśmy siebie tak samo spragnieni. Nasze wargi nie rozłączają się nawet na
chwilę . Brniemy dalej w tym pocałunku. Nie odrywając się od siebie, przemieszczamy się, by woda sięgała nam mniej więcej do
pasa. Rozwiązuję nogi i zeskakuję z Harry’ego, nadal z całych sił go obejmując.
Przez to jednak na chwilę odrywamy usta, wymieniamy przelotne spojrzenie, po
czym ponownie się na siebie rzucamy. To pocałunek pełen pasji, namiętności.
Jakbyśmy czekali na to od pierwszego (niefortunnego) spotkania. Nasze usta są
jakby dla siebie stworzone. Spędzamy tak kolejne kilka minut, zupełnie tracąc
poczucie czasu. Gdy w końcu odrywamy się od siebie, przejeżdżam lekko językiem
po dolnej wardze chłopaka, wzbudzając w nim gęsią skórkę. Spoglądamy sobie w
oczy, uśmiechając się. Harry wygląda teraz naprawdę seksownie. Gęste włosy są
całkowicie potargane, w oczach widać iskierki radości i
do tego ma zaczerwienione usta od naszych namiętnych pocałunków.
- Wow – wyszeptuje do mnie po chwili. – To był mój pierwszy
pocałunek i chyba właśnie zdałem sobie sprawę, jak wiele traciłem – mówi z
charakterystyczną dla siebie szczerością.
Pierwszy pocałunek? On chyba sobie żartuje. To było tak niesamowite. Kto by pomyślał, że TAK całuje nowicjusz?!
- Może i pierwszy, ale zdecydowanie nie ostatni – odpowiadam
i ponownie kieruję się w stronę jego ust.
_____________________________________
No i po siedmiu rozdziałach w końcu doczekaliście się Larry'ego :3
* wiersz: Adam Mickiewicz "Niepewność"
* wiersz: Adam Mickiewicz "Niepewność"