Dziękuję za miłe słowa tutaj i na twitterze. :) Łapcie kolejny rozdział.
_________________________________________
Wiecie,
kiedy wiadomo, że impreza była udana? Gdy na drugi dzień ledwo się ruszasz. Nie
znoszę co prawda tego uczucia, ale trzeba przyznać, wczorajszy wieczór był
bardzo udany. Teraz muszę przypłacać za dobrą zabawę przejmującym bólem głowy i
uczuciem, jakbym miał zaraz wypluć swoje wnętrzności. Ale gdybym, wiedząc o
tym, jak się będę dzisiaj czuł, mógł zadecydować, czy chcę powtórzyć tamten
wieczór, odpowiedź i tak byłaby twierdząca. Nie wiem nawet ile czasu spędziłem
wczoraj z Lucasem pod tym klubem, robiąc… różne, bardzo ciekawe rzeczy. Może
godzinę, może dwie. Szczęśliwi czasu nie liczą – jak to mówią. Jednak po pewnym
czasie mieliśmy już dość, wszystko musi się kiedyś skończyć, więc praktycznie
bez pożegnania rozeszliśmy się. On biegiem oddalił się w pobliską uliczkę, a ja
standardowo zamówiłem taksówkę, nie miałem ochoty czekać kilkudziesięciu minut
na tramwaj, który w nocy jeździ naprawdę rzadko. Gdy odchodził pomachał mi –
był to jedyny pożegnalny gest. Po prostu się do niego uśmiechnąłem wtedy i po
chwili zniknął już z mojego pola widzenia. Najzabawniejsze jest to, że tak w
rzeczywistości to nic o nim nie wiem. To wszystko jest takie pełne ironii… Gdy
ktoś nam się podoba, zależy nam nim bardzo, chcemy zrobić dobre wrażenie – to
wszystko zajmuje wiele czasu. Poznajemy się powoli, nie spiesząc się, wszystko
toczy się metodą małych kroczków. Czasem na jeden najzwyklejszy pocałunek
trzeba czekać kilka miesięcy. A gdy znamy kogoś zaledwie kilka minut, nie wiemy
o nim zupełnie nic, no może oprócz imienia i wieku, to jesteśmy zdolni od razu
się przed nim obnażyć. Wiem, to idiotyczne, że osobę pozbawioną skrupułów
nachodzą takie przemyślenia, jednak często się nad tym zastanawiam. Nie wiem,
czy miałbym odwagę podejść i zagadać do osoby, która mi się podoba i z którą
wiązałbym plany na przyszłość. A w sytuacjach takich jak wczoraj wszystko mam
gdzieś, dosłownie. Podchodzę do obcego człowieka i nawet bez słów kończy się to
tym, że lądujemy w jakimś zaułku obściskując się.
- LOUISIE TOMLINSONIE,
w tej chwili zejdź na dół – przeraźliwie głośny i piskliwy dźwięk głosu mojej
mamy przerywa moje rozmyślenia.
Niechętnie zwlekam się
z łóżka, stękając przy tym. Narzucam na szybko bluzę i zbiegam po schodach.
Wystarczy szybka wymiana spojrzeń z mamą, a już wiem, że jest źle. Ciekawy
jestem tylko, o co chodzi tym razem. W odpowiedzi na moje pytanie, kobieta
praktycznie rzuca we mnie jakąś kartką. Podnoszę ją z podłogi i wystarczy, że przeczytam
nagłówek, a już znam powód jej złości. No tak, o co innego może chodzić mamie
nastoletniego, powiedzmy zbuntowanego,
chłopaka, jak nie o oceny.
- Pięć jedynek z
matematyki, trzy dwójki i jedna czwórka za pracę w grupie. Louis, czy ty sobie
żartujesz?! Masz zdawać rozszerzony egzamin z matematyki i jak chcesz sobie
poradzić z takimi ocenami? Człowieku, obudź się! Jest marzec – to wykaz ocen na
półrocze. Czyli jak sama nazwa mówi, masz tylko niecałe pół roku na poprawienie
ich i opanowanie podstaw trzyletniego materiału! A wiesz, co jest najgorsze? Że
nie dowiedziałam się tego od ciebie, tylko to twój wychowawca przefaksował nam kartę
z wszystkimi ocenami na semestr.
- Mamo, nie przesadzaj.
Zdaję ten cholerny egzamin, bo wy z ojcem tego chcieliście. Nie zrobicie ze
mnie matematyka na siłę. I kiedy niby miałem ci to powiedzieć, jak prawie nigdy
nie ma cię w domu – oschłym tonem odpowiadam matce, widząc już po jej
spojrzeniu, że zaraz zacznie się kłótnia. Widzę ją zaledwie kilka godzin w
tygodniu i jak to spędzamy? Oczywiście, walcząc ze sobą.
- Nie odzywaj się w ten
sposób do mnie. Nie masz prawa, rozumiesz! Jestem twoją matką, a nie koleżanką.
Jeżeli przez dwa miesiące nie poprawisz większości ocen, możesz sobie pomarzyć
o wyjeździe do Francji w wakacje.
- Chyba żartujesz! Sam
opłacam ten wyjazd i ciężko na niego pracowałem, nie możesz mi tego odebrać!
- Ciężko pracowałeś –
a, no tak, twoje oceny z matematyki ewidentnie wskazują na ciężką pracę –
ironizuje matka, przeczesując swoje rude włosy. Zawsze tak robi, gdy się
denerwuje.
- Pracowałem czyli
zarabiałem, nie udawaj, że tego nie rozumiesz. Obiecałaś mi, że w te wakacje
będę mógł wyjechać i czy ci się to podoba, czy nie, zamierzam to zrobić –
rzucając te ostatnie słowa, wybiegam z pokoju, trzaskając drzwiami.
Przez to wszystko ból w
głowie tylko się nasilił. Chciałbym w tym momencie po prostu stąd uciec. Czy ta
kobieta nie widzi, że mam prawie osiemnaście lat i że to moje życie?! Że jakaś
durna matematyka nie jest dla mnie w ogóle ważna? Lepiej by się zajęła tym, że
nie wie NIC o swoim synu. Zupełnie nic. Mimo że najchętniej bym się w spokoju
położył, nie mogę tego zrobić, bo wiem, że matka zaraz przyjdzie i zacznie na
mnie krzyczeć. Więc wchodzę tylko do pokoju, biorę telefon i skórzaną kurtkę i
szybko oddalam się, zanim zdąży mnie zatrzymać. Od razu po wyjściu wysyłam
sms’a do kolegi.
Siema,
Mike. Co dzisiaj robisz?
Praktycznie od razu przychodzi odpowiedź.
Sorry,
stary. Nie mam dla ciebie czasu.
Dziwne. Mikey nigdy nie pisał do mnie w taki sposób,
cokolwiek robił zawsze znajdował czas, żeby się ze mną spotkać. Można
powiedzieć, że to mój najbliższy kolega. Nie zagłębiam się już w to, może po
prostu był zajęty…
Hej,
co tam? Masz chwilę, spotkamy się?
Wysyłam kolejnego sms’a. Tym razem do Jeffa – rok
młodszego kumpla.
Nie.
I nie pisz do mnie więcej. Nie znoszę kłamstwa.
Cholera… co się
dzieje?! Jakiego kłamstwa? O co im wszystkim chodzi? Żadna sensowna odpowiedź
nie przychodzi mi do głowy, więc po prostu ignoruję treść wiadomości. Siadam na
ławce w parku i dalej przeglądam listę kontaktów. Pozory mylą. Mam wielu
znajomych, wielką paczkę, w której każdy licealista chciałby się znaleźć,
jednak gdy co do czego przychodzi… Wpatruję się pusto w ekran telefonu i
uświadamiam sobie, że nie ma wielu osób, do których mógłbym się zwrócić. Jeszcze
niedawno miałem Nat od takich sytuacji, jednak teraz sprawy się pokomplikowały,
krócej rzecz biorąc. Okej, Nathan – stary kolega z osiedla, który niedawno
przeniósł się do ogólniaka, do którego chodzę. Moja ostatnia nadzieja.
Spotkanie
za pół godziny w parku – co ty na to?
Czekam bezczynnie kilka
minut na odpowiedź, jednak nic nie przychodzi. Przeklinam w myślach i chowam ze
złością telefon do kieszeni jeansów. Gdy chodzi o zwykłe spotkanie, chętnych
jest na pęczki! Jednak gdy naprawdę czegoś potrzebuję… Nagle nachodzi mnie
pewna myśl… Mam jeszcze jedną osobę, do której mógłbym napisać. To byłoby co
prawda dziwne, nawet bardzo, ale czemu nie. Jeżeli mam siedzieć cały dzień na
ławce pod drzewem jak jakiś żul, nie mówiąc o tym, jak spędzę noc, bo wiem, że
do domu na pewno nie wrócę – jest niedziela, jedyny dzień wolny mojej mamy i w
związku z tym cały czas przesiaduje u nas w salonie, oglądając telewizję.
Szczerze nie trawię osoby, do której chce napisać, jednak to moja ostatnia deska
ratunku. A to zwykły naiwniak, na pewno będzie chciał się spotkać, co innego
może mieć do roboty. Wyciągam szybko IPhone’a, żebym nie zdążył się rozmyślić i
wpisuję treść wiadomości.
Przy
restauracji Heaven – obok fontanny. Za pół godziny. Bądź tam / Louis
Po chwili pojawia się
komunikat: „Dostarczone do: Harry”. Sam śmieję się w duchu do siebie. A jeszcze
wczoraj chciałem usunąć ten numer i wyśmiałem go. A jednak, okazało się, że
będzie mi potrzebny, kto by pomyślał. Zbieram się powoli z ławki, by zdążyć na
miejsce. Co prawda Harry nie wysłał mi odpowiedzi, ale mam przeczucie, że
przyjdzie. Jak sam kiedyś powiedział: „Jeszcze zobaczysz, będziemy
przyjaciółmi”. Uśmiecham się kpiąco pod nosem i kieruję się w stronę
restauracji. Może i go wyśmiewałem, drwiłem wręcz, ale jak co do czego
przyszło: to on mi pomoże w potrzebie, a nie moi „prawdziwi przyjaciele”.
Po dwudziestu minutach
szybkiego marszu jestem już na miejscu. Czyli zostało mi jeszcze trochę czasu
do naszego spotkania. Nie wiem w zasadzie co mną kierowało. Nie potrafię
odpowiedzieć na pytanie: dlaczego on? Może dlatego, mimo że nie chcę się do
tego przyznać, intryguje mnie ten chłopak. Jest…dziwny. Już nie mówię, że w
złym tego słowa znaczeniu, a wręcz przeciwnie. Jest inny, oryginalny. Jakby
miał swój świat i nie wychodził poza jego ramy. Mam wrażenie, że nie obchodzi
go opinia innych ludzi, zawsze jest sobą i dobrze mu z tym.
no i jak pięknie - kolejny rozdział ;d Louis na kacu gigancie wdaje się w awanturę z matką, biedaczek. współczuje mu, nie chciałabym być na jego miejscu. ogólnie w sumie mu współczuje, przecież on prawie rodziny nie ma i przyjaciół. a co do przyjaciół to tak sobie myślę, że to albo Lucas ma coś w tym wspólnego, albo Nat. no bo kurczę "nie znoszę kłamstwa?" jak nic pewnie chodzi o gejostwo Lou. tylko teraz pozostaje pytanie kto tak namieszał. no i jeszcze ten koniec, gdy uświadomił sobie, że tak na prawdę gdy jest w potrzebie, to tych przyjaciół po prostu nie ma. hahah no i w końcu sięgnął po numer Hazzy! ;d a co do Harrego, to ubiję no! jak mogłaś skończyć w tym momencie?! ja tak cholernie bardzo się cieszyłam, że przeczytam o ich spotkaniu, a tu... KONIEC ROZDZIAŁU, no serio? -.- xd
OdpowiedzUsuńi muszę teraz tydzień czekać, żeby się dowiedzieć, no ja nie mogę -.-
ech, dobra. muszę się ogarnąć, bo jestem zbyt podjarana nowym rozdziałem ;d no nic, do następnego i chcę DŁUŻSZY rozdział. znaczy baaaardzo, bardzo ładnie o niego proszę ;3
no i chyba nie muszę wspominać, że rozdział był genialny? bo tego nie trzeba mówić, to oczywiste ;d
no i wow, jestem chyba pierwsza ; o
Serio, zgadzam się z Dev, czemu to było takie krótkie, no? Ja tu się teraz zastanawiam, kto był takim geniuszem, że odsunął wszystkich kupli Lou od niego, chyba nie ta... jego dziewczyna?
OdpowiedzUsuńI czemu nie było spotkania, ty nas w niecierpliwości trzymasz, prawda?
Oczywiście jak zwykle było świetnie! Czekam z niecierpliwością na więcej. Miałam rację, że będę się zastanawiała, co się będzie działo dalej :D
Dużo weny!
Kinga
haha, czuję się genialnie, wiedząc, co będzie dalej i już nie mogę się doczekać, żeby Ci to ładnie skomentować! c:
OdpowiedzUsuńale jeżeli mam być szczera, to trochę krótkie dodajesz, chociaż może po prostu się przyzwyczaiłam do swoich po 10 stron xd
a co do rozdziału, to oczywiście podoba mi się wykonanie itd... oszczędzę już sobie słodzenia, bo doskonale wiesz, że uwielbiam Twój styl ;p
wiem, że to co teraz napiszę będzie okropne, ale trudno ;d cieszę się, że Lou ma takich głupich znajomych, bo przynajmniej zdecydował się na spotkanie z Harrym no i ten... kurde, trudno mi się komentuje, kiedy nie mogę nawiązywać do przyszłości xd
teraz tylko życzę Ci duuuuuuużo weny, ochoty na pisanie i czasu!
Całkowicie zgadzam się z Devonne, więc nie będę się rozpisywać. Rozdział jak zawsze genialny! Tylko jak mogłaś to urwać w takim momencie? ;c No i ten Mike... <3
OdpowiedzUsuńCzekam na następny ;)
@Shinodofremia
Um... COŚ się dzieje! Louis chciał się spotkać z Harrym, a to już coś, skoro wszyscy wiemy, że on go nie znosi xD Ale nastąpiła pewna zmiana i... Matko, czekam na więcej! Niesamowicie wciągnęło mnie to opowiadanie i mimo, że jest napisane stylem... (no wiesz o o co mi chodzi. Że ten czas tak jakoś...) to mi to w ogóle nie przeszkadza! Nigdy nie kupowałam takich książek, a tu proszę... Twoją bym kupiła z przyjemnością w kilku egzemplarzach! Co do rozdziału...:
OdpowiedzUsuńNapisane wprost cudownie! Opisy, opisy i jeszcze raz opisy rządzą! Uwielbiam wszystkie dzieła, wychodzące spod twojej ręki (beeez skojarzeń, bo ja je zazwyczaj mam xD). So, życzę ci dużo weny i powodzenia! Czekam na kolejny z niecierpliwością! <3
A no i jeszcze sprawa z tymi sms-ami jest intrygująca... o__O Czyżby ktoś ich widział poprzedniej nocy? :D