piątek, 26 kwietnia 2013

Rozdział IV

 
 
Cześć. :3 Na początek - 3klasiści - teraz możemy się cieszyć, świętować, robić co nam się podoba, bo już po egzaminach! Czujecie tę wolność? :3No i zapraszam na kolejną część. Wszystkim 'złym' na mnie, że nie było Hazzy w rozdziale III, ten na pewno się bardziej spodoba. A, i dziękuję bardzo uprzejmie za nominację do Varsatile Blogger Award. :)
 
_______________________________________
 
 
W oddali zza zakrętu wyłania się sylwetka szczupłego, wysokiego chłopaka z  burzą  loczków, które bezwiednie opadają mu na twarz. Nie zobaczył mnie jeszcze, więc mogę mu się przypatrywać do woli. Fioletowo-zieloną koszulę w kratę jest  schowana w obcisłe granatowe rurki, które eksponują jego nogi. Na to zarzucona lekka kurtkę. W czerwonych conversach  szybkim krokiem przemierza dzielący nas dystans. Trzeba przyznać, wygląda naprawdę dobrze. Zaczyna się rozglądać, ilustrując dokładnie całe osiedle. Chyba w końcu mnie dostrzegł. Od razu zaczął machać i uśmiechnął się. Odpowiedziałem mu skinieniem głowy, czekając aż przyjdzie. Pies do pana, a nie pan do psa – jak to mówią. Wiem, zachowuję się nieludzko. To on wyświadcza mi przysługę, przychodząc tutaj niezależnie od mojego wcześniejszego – okropnego – zachowania, a ja nadal traktuję go jako jakiegoś podwładnego.
- Cześć. Widzisz, mówiłem, że przyda się jeszcze mój numer – mówi i od razu wciska się koło mnie na ławkę. Przez chwile nasze ciała się stykają. Przeszywa mnie przyjemny dreszcz. Chcąc to zignorować, odsuwam się. W głowie pojawiają już mi się strzępki zdań, jak mógłbym mu odpowiedzieć, ale jednak zachowuję niemiłe teksty dla siebie. Chociaż raz pokażę mu, że nie jestem tylko wrednym licealistą, który go wykorzystał.
- Hej – zwyczajnie odpowiadam. Całkiem dobry początek, chyba pierwszy raz w mojej wypowiedzi nie było żadnego rzuconego pod jego kontem wyzwiska. – Hm, no wiesz, chciałbym ci coś… powiedzieć… - jąkam się w swojej wypowiedzi. Jestem beznadziejny w tym – nie umiem ani dobrze dziękować, ani przepraszać.
- Wiem, Lou, jest w porządku – dopowiada, wyręczając mnie. – Nie musisz dziękować, że przyszedłem, przecież po to dałem ci mój numer. Widzisz, wiedziałem, że się przyda.
Ten chłopak jest naprawdę… ciekawy. Kto normalny, po takim traktowaniu przeze mnie, byłby na tyle sympatyczny i wyrozumiały, by od razu puścić to w niepamięć? Chyba tylko ten uśmiechnięty szesnastolatek.
- Cholera, robię to chyba pierwszy raz w życiu szczerze, ale przepraszam. Traktowałem cię jak śmiecia, a przyszedłeś – te słowa same cisną mi się na usta.
- Wow, czuję się wyróżniony. Jest dobrze, nie przejmuj się.
- Ok, nie zamierzam. I zapamiętaj te przeprosiny, bo więcej się pewnie nie powtórzą. Wracam do bycia egocentrycznym chamem! – na pokaz robię oburzoną minę i wytykam język.
- Przywykłem do tego – odpowiada i po raz kolejny posyła mi szczery uśmiech, ukazując rząd białych zębów. – To co chcesz robić?
- Nie wiem, dzieciaku. To ty jesteś Wiecznie Szczęśliwym Panem Pełnym Pomysłów. Zaproponuj coś.
- Tak właściwie, to mam pomysł. Pewnie mieszkasz tu, a nawet dobrze nie znasz miasta. Byłeś kiedyś w Muzeum Figur Woskowych?
Przecząco kiwam głową. W zasadzie Harry ma rację. Mieszkam tu już od trzech lat, a w ogóle nie znam Londynu. Jedyne co dobrze kojarzę to szkoła i okoliczne bary. Może najwyższy czas poznać swoją okolicę i w zasadzie, co ważniejsze – najwyższy czas wyjść ze swojej skorupy obojętności i traktowania całego świata z dystansem i pokazać, że mogę się dobrze bawić i po prostu być szczęśliwym. Kiedyś już o tym myślałem. Jest coś, czego zazdroszczę Harry’emu. To właśnie to – swoboda bycia sobą i wrodzony optymizm. Może dzisiaj zdoła mnie tego nauczyć.
Rozentuzjazmowany chłopak od razu zrywa się z ławki i pociąga mnie za sobą, łapiąc za rękę. Znowu. Czuję lekkie ciarki na ciele. Otrząsam się lekko, chcąc pozbyć się tego dziwnego uczucia. To tylko kolega. A w dodatku nawet nie wiem, czy mogę go tak nazwać. Cholera, nie! Nie będę teraz tego analizował. Jestem tu z nim po to, żeby chociaż raz móc się dobrze czuć i mile spędzić czas.
Po chwili uwalniamy nasze ręce z uścisku i po prostu idziemy koło siebie w ciszy. Nie przeszkadza mi to. To nie ten rodzaj ciszy, że nie ma o czym rozmawiać i jest niezręcznie. To po prostu pozostanie sam na sam ze swoimi myślami i delektowanie się chwilą bez użycia zbędnych słów. Od miejsca, w którym jesteśmy jest niedaleko do muzeum – tak przynajmniej twierdzi chłopak, więc decydujemy się na spacer. Widzę w oczach Harry’ego, że coś go nurtuje. Nie mylę się, po chwili  się odzywa.
- Dlaczego ja, Lou? Masz wielu znajomych, a mnie tak naprawdę mnie nawet nie znasz i nie lubisz.
- Sam nie wiem… - chcę mu szczerze odpowiedzieć, koniec ze zgrywaniem się. – Bo jesteś inny? – wypowiadam to tak, jakby to miało być pytanie. – Masz rację, nie znam cię i traktowałem cię źle, ale musiałem się wyrwać z domu, pokłóciłem się z matką i nie mógłbym tam zostać i pisałem do kilku osób, ale nikt nie miał dla mnie czasu. Widzisz, tak to jest… Może i jestem popularny, może mam znajomych, ale w rzeczywistości nie obchodzę tych ludzi. Jak mówiłem, ty jesteś inny. Czułem, że mimo mojego podłego zachowania, przyjdziesz. No i popatrz, nie myliłem się.
- Rozumiem. Wiesz, jak tylko cię spotkałem, wiedziałem, że to tylko przykrywka. Twój pozornie chamski charakter, sposób bycia. Udowodniłeś, że stać cię na coś więcej.
- Może i tak – odpowiadam z uśmiechem. – Ej, człowieku, dość! Zrobiło się zdecydowanie zbyt sentymentalnie. Może próbuję być lepszą osobą, ale nie przesadzajmy i nie róbmy z tego sielanki!
- Jasne, co tylko zechcesz, ty tu jesteś szefem! Ale czekaj, mam jeszcze jedno pytanie i proszę, odpowiedz mi szczerze, a potem będziesz mógł w nagrodę mnie powyzywać. Wczoraj w barze… Lou, widziałem cię. I nie chodzi mi o naszą rozmowę, bo wtedy nie miałbym podstaw, chociaż i tak wiem, że jesteś gejem, ale no, nieważne. Widziałem cię z tym facetem… Znaczy to nie było tak, że was obserwowałem, czy podglądałem, spokojnie – sam plącze się w wypowiedzi, nie wiedząc jak dobrze sformułować pytanie. – Całowaliście się. Co było dalej… no, nie wnikam. Ale ty masz dziewczynę. O co w tym wszystkim chodzi? Nie rozumiem…
- Normalnie powiedziałbym, że masz się walić i nie twój interes, ale dzisiaj dzień dobroci dla zwierząt. Tak, jestem gejem. Ale jeszcze raz, ostrzegam cię, nie mów tego nikomu, bo pożałujesz. I ukrywam się z tym, jak się domyśliłeś. I dziewczyny już nie mam. Nat zerwała ze mną. Powiedziałem jej, że ją zdradziłem… Jeżeli istnieje coś takiego jak „mniejsze zło” to starałem jej się to zagwarantować.
- Kłamstwo jest złe. Dlaczego jej nie powiedziałeś prawdy?
- Harry, nie zauważyłeś? Chcę coś znaczyć, być kimś. A mimo że żyjemy z dwudziestym pierwszym wieku to ludzie nadal nie akceptują w pełni homoseksualistów. Nie rzucę się na głęboką wodę, krzycząc: „Halo, jestem gejem!” Ale proszę cię, nie rozmawiajmy na ten temat. W ogóle nie mówmy o tym. Mamy się po prostu dobrze bawić, tak? Więc zróbmy to!
- Dobrze, myślę, że możemy to zrobić! Chodź, już prawie jesteśmy! – z radością oznajmił chłopak i popchnął mnie lekko, żebym przyspieszył. Czuję, że to będzie udany dzień.
***
            Nie pomyliłem się. Ten dzień zdecydowanie był udany. Po krótkiej rozmowie doszliśmy już na miejsce – do muzeum. Kolejka nie była za długa, więc już po kilku minutach byliśmy w środku. Trzeba przyznać, że dobrze się bawiliśmy. Momentami, zachowując się jak dzieci biegaliśmy od figury do figury, robiąc sobie dosłownie z każdym zdjęcie. Cały telefon mam zaśmiecony zabawnymi i głupkowatymi zdjęciami. Harry i Lou a’la Marylin Monroe. Harry i Bob Marley. Lou i Brad Pitt. Mógłbym długo wymieniać. Nie przypuszczałbym, że zwykła wycieczka do muzeum sprawi mi tyle radości. Później udaliśmy się do innej części muzeum, gdzie znajdował się dom strachu. Było naprawdę ciekawie. W pewnym momencie, strachliwy Harry, który nie chciał tam wejść, jednak go namówiłem, praktycznie z piskiem rzucił mi się na szyję. Nie zapomnę jego miny!
Kolejną atrakcją, jaką zaproponował chłopak był długi spacer wzdłuż Tamizy.. To dziwne, że mieszkam tu sporo czasu, a nigdy nie zdecydowałem się na zwiedzenie tych najzwyklejszych miejsc, do których tak ciągną setki turystów. Nie byłoby może w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że zaczęliśmy się tam gonić. Wiem, że zachowywaliśmy się jak dzieci, ale chyba mój plan zadziałał. Przeszło na mnie trochę radości z życia i swobody od Harry’ego. Miny ludzi w momentach, gdy osiemnastolatek krzyczy na cały głos, że dogoni tego małego i uśmiechniętego kretyna i przepycha się przez wszystkich – bezcenne. Nie pomyślałbym, że będę się z nim tak dobrze bawić. Zapomniałem o całym świecie. O kłótni z matką, dziwnych zrachowaniach znajomych, zerwaniu z Natalie. To wszystko odeszło. Byłem tylko człowiekiem, który się dobrze bawi.
Potem było jeszcze ciekawiej. Nie wiem w zasadzie, co mną kierowało, może owładnęła mną chęć bycia dzieckiem choć przez chwilę, ale wrzuciłem Harry’ego do fontanny… Oczywiście, wcześniej odłożyłem na ławkę obok komórkę, kurtkę, i tak dalej. On jak to on, zamiast złościć się na mnie wybuchnął śmiechem. Nie mógł go opanować przez kilka minut. Wyszedł cały przemoczony z tej fontanny i wtedy co prawda zrobił coś, czego bym się nie spodziewał. Rzucił się na mnie. Szarpaliśmy się kilka minut i w odwecie, też wciągnął mnie pod wodę. Chociaż i tak podczas naszej walki moje ubranie całe przemokły. Po raz pierwszy od kilku miesięcy  poczułem się szczęśliwy.
 I nadal jestem. Aktualnie czekam na Harry’ego, bo musiał wyjść gdzieś zadzwonić. W zasadzie jest mi cholernie zimno w tym momencie. Początek kwietnia to chyba nie najlepszy pomysł na wieczorne kąpiele w fontannie. Uśmiecham się sam do siebie na wspomnienie wydarzeń, które przed chwilą miały miejsce. Stwierdzam, że i tak było warto. Jest dokładnie 20:49. To oznacza, że spędziłem z nim prawie osiem godzin… I ani razu nie poczułem się dziwnie, wręcz przeciwnie – jakbym był z prawdziwym przyjacielem. Teraz tylko muszę załatwić sobie miejsce na nocleg… Oby się zgodził.
- Harry, mam sprawę do ciebie – mówię do chłopaka, który dopiero zmierza w moją stronę po zakończonej rozmowie przez telefon. – Opowiadałem ci, co było w domu i domyślasz się, że nie mogę tam wrócić. Wiem, że proszę o bardzo dużo, ale czy… mógłbym u ciebie zostać na noc?


7 komentarzy:

  1. hahahaha, powiem Ci, że zakończyłaś w idealnym momencie xd oczywiście wszystko wiem, więc nie mam nie będę się na Ciebie wściekać, chociaż już nie jestem za bardzo naprzód... ;p ale nie zmuszam Cię oczywiście do pisania, żeby nie było :)
    ogólnie to kocham to opowiadanie, a zwłaszcza Harry'ego, bo jest taki mrrr :3 ok, wybacz za brak jakiegoś inteligentnego słownictwa, ale sama nie wiem, jak go opisać. jest po prostu cudowny i tyle :)
    czekam na kolejny, bo zastanawia mnie, czy wprowadzisz tę zmianę ;p
    duuuuuuuuuuużo weny Ci życzę xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Hm, zacznę od tego, że mimo iż nie lubię 1D to twoje opowiadanie przypadło mi do gustu :D
    Potem muszę ci powiedzieć: przyjemny rozdział ;)
    A skończę na pytaniu: Kiedy pojawi się coś na bennodzie? Nie chcę cie pośpieszać, ale bardzo chciałabym przeczytać dalszą część :)
    Czekam na odpowiedź, Justyna.
    P.S. No, a w wolnym czasie zapraszam do siebie: keep-me-in-your-memory.blogspot.com dawno nic nie dodawałam, ale chciałabym byś wyraziła swoją opinię, bo nie wiem, czy mam pisać dalej... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na bennodzie pojawi się coś najpóźniej za tydzień, może szybciej, ale nie obiecuję, bo weekend mam zajęty. :c
      Wpadnę na pewno i nawet nie myśl, żeby przestać pisać, jeśli to sprawia Ci przyjemność. :)

      Usuń
  3. Naprawdę fajny rozdział, bardzo podoba mi się sposób, w jaki rozwijasz relację pomiędzy Harrym i Lou, ale... chyba zauważyłam jeden błąd logiczny... Londyn leży nad Tamizą, nie Sekwaną, albo oni się nagle teleportowali do Paryża :p
    Nieważne, liczy się to, że bardzo mi się podoba cały rozdział i czekam z niecierpliwością na kolejny. I bennodę też!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O KURDE. Nie wierzę, że popełniłam taki błąd... Musiałam się pogubić, bo powiem tylko, że we Francji też się sporo wydarzy :P.
      Dziękuję i już poprawiam.

      Usuń
  4. Jak ja kocham w tym opowiadaniu Hazzę, taka pociecha z niego, normalnie do rany przyłóż *_* jejku, tyle w nim optymizmu, że się nie dziwię, iż Lou też się nim zaraził i w końcu pokazał swoją prawdziwą twarz i był przez moment sobą i był szczęśliwy. ten rozdział był tak rozkoszny i to jak się ganiali, albo to jak Boo wrzucił go do fontanny, no normalnie padłam *_* i wyznał przed nim tak wiele, no po prostu, UGH. oni są świetni i to jak swobodnie czują się w swoim towarzystwie, mimo krótkiej znajomości. a szczególnie Tommo, bo to przecież on jest tym - jak sam to określił - egocentrycznym chamem. ;d oczywiście cieszę się, że nie musiałam długo czekać na ten rozdział. co prawda nie skomentowałam od razu, ale... szkoda gadać. mniejsza o to. wiem, że może i piszę strasznie niespójnie i w ogóle, więc może pomiń czytanie tego wszystkiego i po prostu przeczytaj to: świetny rozdział i absolutnie mnie zauroczył. był rozkoszny i leciutki ;p
    no, to chyba tyle xd czekam na kolejny i mam nadzieję, że nie będę musiała czekać długo ;> pozdrawiam. ;3

    OdpowiedzUsuń
  5. Awwwwwwwwwwwwwwwwww :3 Uwielbiam takie lekkie, zabawne rozdział jak ten. Naprawdę, przypadł mi do gustu już od samego początku (co nie znaczy, że inne mi się nie podobają, tylko ten jest taki... sielankowy *_*) Harry jest takim uroczym, słodkim dzieciaczkiem! Aż sama śmieje się do monitora, gdy czytam co wyprawia. A co najważniejsze, Louisowi się to podoba! Yay! Czyżbym w kocu doczekała się jakiegoś zbliżenia pomiędzy nimi w najbliższej przyszłości? *__* Mam nadzieję... A tymczasem: POWODZENIA w dalszym pisaniu, bo wychodzi ci to świetnie!
    XoXo

    OdpowiedzUsuń