Cześć. :3 Na początek - 3klasiści - teraz możemy się cieszyć, świętować, robić co nam się podoba, bo już po egzaminach! Czujecie tę wolność? :3No i zapraszam na kolejną część. Wszystkim 'złym' na mnie, że nie było Hazzy w rozdziale III, ten na pewno się bardziej spodoba. A, i dziękuję bardzo uprzejmie za nominację do Varsatile Blogger Award. :)
_______________________________________
W oddali zza zakrętu
wyłania się sylwetka szczupłego, wysokiego chłopaka z burzą
loczków, które bezwiednie opadają mu na twarz. Nie zobaczył mnie
jeszcze, więc mogę mu się przypatrywać do woli. Fioletowo-zieloną koszulę w
kratę jest schowana w obcisłe granatowe
rurki, które eksponują jego nogi. Na to zarzucona lekka kurtkę. W czerwonych
conversach szybkim krokiem przemierza
dzielący nas dystans. Trzeba przyznać, wygląda naprawdę dobrze. Zaczyna się
rozglądać, ilustrując dokładnie całe osiedle. Chyba w końcu mnie dostrzegł. Od
razu zaczął machać i uśmiechnął się. Odpowiedziałem mu skinieniem głowy,
czekając aż przyjdzie. Pies do pana, a nie pan do psa – jak to mówią. Wiem,
zachowuję się nieludzko. To on wyświadcza mi przysługę, przychodząc tutaj
niezależnie od mojego wcześniejszego – okropnego – zachowania, a ja nadal
traktuję go jako jakiegoś podwładnego.
- Cześć. Widzisz,
mówiłem, że przyda się jeszcze mój numer – mówi i od razu wciska się koło mnie
na ławkę. Przez chwile nasze ciała się stykają. Przeszywa mnie przyjemny
dreszcz. Chcąc to zignorować, odsuwam się. W głowie pojawiają już mi się
strzępki zdań, jak mógłbym mu odpowiedzieć, ale jednak zachowuję niemiłe teksty
dla siebie. Chociaż raz pokażę mu, że nie jestem tylko wrednym licealistą,
który go wykorzystał.
- Hej – zwyczajnie
odpowiadam. Całkiem dobry początek, chyba pierwszy raz w mojej wypowiedzi nie
było żadnego rzuconego pod jego kontem wyzwiska. – Hm, no wiesz, chciałbym ci
coś… powiedzieć… - jąkam się w swojej wypowiedzi. Jestem beznadziejny w tym –
nie umiem ani dobrze dziękować, ani przepraszać.
- Wiem, Lou, jest w
porządku – dopowiada, wyręczając mnie. – Nie musisz dziękować, że przyszedłem,
przecież po to dałem ci mój numer. Widzisz, wiedziałem, że się przyda.
Ten chłopak jest
naprawdę… ciekawy. Kto normalny, po takim traktowaniu przeze mnie, byłby na
tyle sympatyczny i wyrozumiały, by od razu puścić to w niepamięć? Chyba tylko
ten uśmiechnięty szesnastolatek.
- Cholera, robię to
chyba pierwszy raz w życiu szczerze, ale przepraszam. Traktowałem cię jak
śmiecia, a przyszedłeś – te słowa same cisną mi się na usta.
- Wow, czuję się
wyróżniony. Jest dobrze, nie przejmuj się.
- Ok, nie zamierzam. I
zapamiętaj te przeprosiny, bo więcej się pewnie nie powtórzą. Wracam do bycia
egocentrycznym chamem! – na pokaz robię oburzoną minę i wytykam język.
- Przywykłem do tego –
odpowiada i po raz kolejny posyła mi szczery uśmiech, ukazując rząd białych
zębów. – To co chcesz robić?
- Nie wiem, dzieciaku.
To ty jesteś Wiecznie Szczęśliwym Panem Pełnym Pomysłów. Zaproponuj coś.
- Tak właściwie, to mam
pomysł. Pewnie mieszkasz tu, a nawet dobrze nie znasz miasta. Byłeś kiedyś w
Muzeum Figur Woskowych?
Przecząco kiwam głową.
W zasadzie Harry ma rację. Mieszkam tu już od trzech lat, a w ogóle nie znam
Londynu. Jedyne co dobrze kojarzę to szkoła i okoliczne bary. Może najwyższy
czas poznać swoją okolicę i w zasadzie, co ważniejsze – najwyższy czas wyjść ze
swojej skorupy obojętności i traktowania całego świata z dystansem i pokazać,
że mogę się dobrze bawić i po prostu być szczęśliwym. Kiedyś już o tym
myślałem. Jest coś, czego zazdroszczę Harry’emu. To właśnie to – swoboda bycia
sobą i wrodzony optymizm. Może dzisiaj zdoła mnie tego nauczyć.
Rozentuzjazmowany
chłopak od razu zrywa się z ławki i pociąga mnie za sobą, łapiąc za rękę.
Znowu. Czuję lekkie ciarki na ciele. Otrząsam się lekko, chcąc pozbyć się tego
dziwnego uczucia. To tylko kolega. A
w dodatku nawet nie wiem, czy mogę go tak nazwać. Cholera, nie! Nie będę teraz
tego analizował. Jestem tu z nim po to, żeby chociaż raz móc się dobrze czuć i
mile spędzić czas.
Po chwili uwalniamy
nasze ręce z uścisku i po prostu idziemy koło siebie w ciszy. Nie przeszkadza
mi to. To nie ten rodzaj ciszy, że nie ma o czym rozmawiać i jest niezręcznie.
To po prostu pozostanie sam na sam ze swoimi myślami i delektowanie się chwilą
bez użycia zbędnych słów. Od miejsca, w którym jesteśmy jest niedaleko do
muzeum – tak przynajmniej twierdzi chłopak, więc decydujemy się na spacer.
Widzę w oczach Harry’ego, że coś go nurtuje. Nie mylę się, po chwili się odzywa.
- Dlaczego ja, Lou?
Masz wielu znajomych, a mnie tak naprawdę mnie nawet nie znasz i nie lubisz.
- Sam nie wiem… - chcę
mu szczerze odpowiedzieć, koniec ze zgrywaniem się. – Bo jesteś inny? –
wypowiadam to tak, jakby to miało być pytanie. – Masz rację, nie znam cię i
traktowałem cię źle, ale musiałem się wyrwać z domu, pokłóciłem się z matką i
nie mógłbym tam zostać i pisałem do kilku osób, ale nikt nie miał dla mnie
czasu. Widzisz, tak to jest… Może i jestem popularny, może mam znajomych, ale w
rzeczywistości nie obchodzę tych ludzi. Jak mówiłem, ty jesteś inny. Czułem, że
mimo mojego podłego zachowania, przyjdziesz. No i popatrz, nie myliłem się.
- Rozumiem. Wiesz, jak
tylko cię spotkałem, wiedziałem, że to tylko przykrywka. Twój pozornie chamski
charakter, sposób bycia. Udowodniłeś, że stać cię na coś więcej.
- Może i tak –
odpowiadam z uśmiechem. – Ej, człowieku, dość! Zrobiło się zdecydowanie zbyt
sentymentalnie. Może próbuję być lepszą osobą, ale nie przesadzajmy i nie róbmy
z tego sielanki!
- Jasne, co tylko
zechcesz, ty tu jesteś szefem! Ale czekaj, mam jeszcze jedno pytanie i proszę,
odpowiedz mi szczerze, a potem będziesz mógł w nagrodę mnie powyzywać. Wczoraj
w barze… Lou, widziałem cię. I nie chodzi mi o naszą rozmowę, bo wtedy nie
miałbym podstaw, chociaż i tak wiem, że jesteś gejem, ale no, nieważne.
Widziałem cię z tym facetem… Znaczy to nie było tak, że was obserwowałem, czy
podglądałem, spokojnie – sam plącze się w wypowiedzi, nie wiedząc jak dobrze
sformułować pytanie. – Całowaliście się. Co było dalej… no, nie wnikam. Ale ty
masz dziewczynę. O co w tym wszystkim chodzi? Nie rozumiem…
- Normalnie
powiedziałbym, że masz się walić i nie twój interes, ale dzisiaj dzień dobroci
dla zwierząt. Tak, jestem gejem. Ale jeszcze raz, ostrzegam cię, nie mów tego
nikomu, bo pożałujesz. I ukrywam się z tym, jak się domyśliłeś. I dziewczyny
już nie mam. Nat zerwała ze mną. Powiedziałem jej, że ją zdradziłem… Jeżeli
istnieje coś takiego jak „mniejsze zło” to starałem jej się to zagwarantować.
- Kłamstwo jest złe.
Dlaczego jej nie powiedziałeś prawdy?
- Harry, nie
zauważyłeś? Chcę coś znaczyć, być kimś. A mimo że żyjemy z dwudziestym pierwszym
wieku to ludzie nadal nie akceptują w pełni homoseksualistów. Nie rzucę się na
głęboką wodę, krzycząc: „Halo, jestem gejem!” Ale proszę cię, nie rozmawiajmy
na ten temat. W ogóle nie mówmy o tym. Mamy się po prostu dobrze bawić, tak?
Więc zróbmy to!
- Dobrze, myślę, że
możemy to zrobić! Chodź, już prawie jesteśmy! – z radością oznajmił chłopak i
popchnął mnie lekko, żebym przyspieszył. Czuję, że to będzie udany dzień.
***
Nie pomyliłem się. Ten dzień zdecydowanie był udany. Po
krótkiej rozmowie doszliśmy już na miejsce – do muzeum. Kolejka nie była za
długa, więc już po kilku minutach byliśmy w środku. Trzeba przyznać, że dobrze
się bawiliśmy. Momentami, zachowując się jak dzieci biegaliśmy od figury do
figury, robiąc sobie dosłownie z każdym zdjęcie. Cały telefon mam zaśmiecony
zabawnymi i głupkowatymi zdjęciami. Harry i Lou a’la Marylin Monroe. Harry i
Bob Marley. Lou i Brad Pitt. Mógłbym długo wymieniać. Nie przypuszczałbym, że
zwykła wycieczka do muzeum sprawi mi tyle radości. Później udaliśmy się do
innej części muzeum, gdzie znajdował się dom strachu. Było naprawdę ciekawie. W
pewnym momencie, strachliwy Harry, który nie chciał tam wejść, jednak go
namówiłem, praktycznie z piskiem rzucił mi się na szyję. Nie zapomnę jego miny!
Kolejną atrakcją, jaką
zaproponował chłopak był długi spacer wzdłuż Tamizy.. To dziwne, że mieszkam tu
sporo czasu, a nigdy nie zdecydowałem się na zwiedzenie tych najzwyklejszych
miejsc, do których tak ciągną setki turystów. Nie byłoby może w tym nic
nadzwyczajnego, gdyby nie to, że zaczęliśmy się tam gonić. Wiem, że
zachowywaliśmy się jak dzieci, ale chyba mój plan zadziałał. Przeszło na mnie
trochę radości z życia i swobody od Harry’ego. Miny ludzi w momentach, gdy osiemnastolatek
krzyczy na cały głos, że dogoni tego małego i uśmiechniętego kretyna i
przepycha się przez wszystkich – bezcenne. Nie pomyślałbym, że będę się z nim
tak dobrze bawić. Zapomniałem o całym świecie. O kłótni z matką, dziwnych
zrachowaniach znajomych, zerwaniu z Natalie. To wszystko odeszło. Byłem tylko
człowiekiem, który się dobrze bawi.
Potem było jeszcze
ciekawiej. Nie wiem w zasadzie, co mną kierowało, może owładnęła mną chęć bycia
dzieckiem choć przez chwilę, ale wrzuciłem Harry’ego do fontanny… Oczywiście,
wcześniej odłożyłem na ławkę obok komórkę, kurtkę, i tak dalej. On jak to on,
zamiast złościć się na mnie wybuchnął śmiechem. Nie mógł go opanować przez
kilka minut. Wyszedł cały przemoczony z tej fontanny i wtedy co prawda zrobił
coś, czego bym się nie spodziewał. Rzucił się na mnie. Szarpaliśmy się kilka
minut i w odwecie, też wciągnął mnie pod wodę. Chociaż i tak podczas naszej
walki moje ubranie całe przemokły. Po raz pierwszy od kilku miesięcy poczułem się szczęśliwy.
I nadal jestem. Aktualnie czekam na Harry’ego,
bo musiał wyjść gdzieś zadzwonić. W zasadzie jest mi cholernie zimno w tym
momencie. Początek kwietnia to chyba nie najlepszy pomysł na wieczorne kąpiele
w fontannie. Uśmiecham się sam do siebie na wspomnienie wydarzeń, które przed
chwilą miały miejsce. Stwierdzam, że i tak było warto. Jest dokładnie 20:49. To
oznacza, że spędziłem z nim prawie osiem godzin… I ani razu nie poczułem się
dziwnie, wręcz przeciwnie – jakbym był z prawdziwym przyjacielem. Teraz tylko
muszę załatwić sobie miejsce na nocleg… Oby się zgodził.
- Harry, mam sprawę do
ciebie – mówię do chłopaka, który dopiero zmierza w moją stronę po zakończonej
rozmowie przez telefon. – Opowiadałem ci, co było w domu i domyślasz się, że
nie mogę tam wrócić. Wiem, że proszę o bardzo dużo, ale czy… mógłbym u ciebie
zostać na noc?
hahahaha, powiem Ci, że zakończyłaś w idealnym momencie xd oczywiście wszystko wiem, więc nie mam nie będę się na Ciebie wściekać, chociaż już nie jestem za bardzo naprzód... ;p ale nie zmuszam Cię oczywiście do pisania, żeby nie było :)
OdpowiedzUsuńogólnie to kocham to opowiadanie, a zwłaszcza Harry'ego, bo jest taki mrrr :3 ok, wybacz za brak jakiegoś inteligentnego słownictwa, ale sama nie wiem, jak go opisać. jest po prostu cudowny i tyle :)
czekam na kolejny, bo zastanawia mnie, czy wprowadzisz tę zmianę ;p
duuuuuuuuuuużo weny Ci życzę xx
Hm, zacznę od tego, że mimo iż nie lubię 1D to twoje opowiadanie przypadło mi do gustu :D
OdpowiedzUsuńPotem muszę ci powiedzieć: przyjemny rozdział ;)
A skończę na pytaniu: Kiedy pojawi się coś na bennodzie? Nie chcę cie pośpieszać, ale bardzo chciałabym przeczytać dalszą część :)
Czekam na odpowiedź, Justyna.
P.S. No, a w wolnym czasie zapraszam do siebie: keep-me-in-your-memory.blogspot.com dawno nic nie dodawałam, ale chciałabym byś wyraziła swoją opinię, bo nie wiem, czy mam pisać dalej... :)
Na bennodzie pojawi się coś najpóźniej za tydzień, może szybciej, ale nie obiecuję, bo weekend mam zajęty. :c
UsuńWpadnę na pewno i nawet nie myśl, żeby przestać pisać, jeśli to sprawia Ci przyjemność. :)
Naprawdę fajny rozdział, bardzo podoba mi się sposób, w jaki rozwijasz relację pomiędzy Harrym i Lou, ale... chyba zauważyłam jeden błąd logiczny... Londyn leży nad Tamizą, nie Sekwaną, albo oni się nagle teleportowali do Paryża :p
OdpowiedzUsuńNieważne, liczy się to, że bardzo mi się podoba cały rozdział i czekam z niecierpliwością na kolejny. I bennodę też!
O KURDE. Nie wierzę, że popełniłam taki błąd... Musiałam się pogubić, bo powiem tylko, że we Francji też się sporo wydarzy :P.
UsuńDziękuję i już poprawiam.
Jak ja kocham w tym opowiadaniu Hazzę, taka pociecha z niego, normalnie do rany przyłóż *_* jejku, tyle w nim optymizmu, że się nie dziwię, iż Lou też się nim zaraził i w końcu pokazał swoją prawdziwą twarz i był przez moment sobą i był szczęśliwy. ten rozdział był tak rozkoszny i to jak się ganiali, albo to jak Boo wrzucił go do fontanny, no normalnie padłam *_* i wyznał przed nim tak wiele, no po prostu, UGH. oni są świetni i to jak swobodnie czują się w swoim towarzystwie, mimo krótkiej znajomości. a szczególnie Tommo, bo to przecież on jest tym - jak sam to określił - egocentrycznym chamem. ;d oczywiście cieszę się, że nie musiałam długo czekać na ten rozdział. co prawda nie skomentowałam od razu, ale... szkoda gadać. mniejsza o to. wiem, że może i piszę strasznie niespójnie i w ogóle, więc może pomiń czytanie tego wszystkiego i po prostu przeczytaj to: świetny rozdział i absolutnie mnie zauroczył. był rozkoszny i leciutki ;p
OdpowiedzUsuńno, to chyba tyle xd czekam na kolejny i mam nadzieję, że nie będę musiała czekać długo ;> pozdrawiam. ;3
Awwwwwwwwwwwwwwwwww :3 Uwielbiam takie lekkie, zabawne rozdział jak ten. Naprawdę, przypadł mi do gustu już od samego początku (co nie znaczy, że inne mi się nie podobają, tylko ten jest taki... sielankowy *_*) Harry jest takim uroczym, słodkim dzieciaczkiem! Aż sama śmieje się do monitora, gdy czytam co wyprawia. A co najważniejsze, Louisowi się to podoba! Yay! Czyżbym w kocu doczekała się jakiegoś zbliżenia pomiędzy nimi w najbliższej przyszłości? *__* Mam nadzieję... A tymczasem: POWODZENIA w dalszym pisaniu, bo wychodzi ci to świetnie!
OdpowiedzUsuńXoXo