Hej! Minęło sześć dni i mam dla was kolejny rozdział. Dosyć szybko, ale to dlatego, że potem będzie mała przerwa. Mam strasznie dużo zajęć teraz, wystawiają proponowane oceny i za kilka dni mam bierzmowanie, więc próby się ciągną. No i (uwaga, uwaga!) jutro mam urodziny. Będę tak bardzo słit sixtin. :3 Więc sami widzicie, że czasu nie ma za wiele. Przerwa nie potrwa długo.
___________________________________________
- Przyniosłem ci
ubranie, zobacz, czy może być? – wchodzi do pokoju i rzuca we mnie luźną czerwono-zieloną koszulką i
parą spodni. Na szczęście nie wspomina nic o zaistniałej przed chwilą sytuacji.
- Jasne, będzie dobre –
odpowiadam i nie wychodząc z pokoju, tylko obracając się od Harry’ego bokiem,
rozbieram się. Wiem, że moje zachowanie jest prowokujące i zrobiłem to celowo.
Dużo ćwiczę i uprawiam siatkówkę, więc zdecydowanie nie muszę wstydzić się
swojego ciała. Skoro ja obserwowałem go, chcę by i on patrzył na mnie. Jakby to
miało wyrównać mój spokój i pewność, że nie podoba mi się on i nie pociąga mnie. Udało się, cel został osiągnięty, bowiem
widzę kątem oka, że młodszy zerka na mnie cały czas. Po chwili jestem już
ubrany w kolorową koszulkę i czarne jeansy, które ciasno opinają moje nogi. Mam nawet wrażenie, że aż za ciasno. Ale z tym już nic nie zrobię. Hazz jest młodszy, więc i jego wymiary są nieco inne. Ten jeden wieczór się przemęczę.
Jeszcze raz rozglądam
się po pokoju, co przypomina mi, że chciałem zapytać o zdjęcia i napis.
- Harry, mam pytanie. O
co chodzi z tym napisem i kto jest na zdjęciach? – pytam, wskazując na ścianę.
- Może najpierw
usiądźmy, proszę rozgość się – pokazuje mi miejsce na łóżku. Siadam posłusznie,
po chwili dołącza do mnie chłopak. Otwiera paczkę chipsów, kładąc paczkę między nami. –
Częstuj się. A teraz odpowiadając na twoje pytanie… To moja rodzina. Nie trudno
było zgadnąć, ale wiem, że nie o to chciałeś zapytać. Boisz się, że na to
właściwe pytanie, które siedzi ci w głowie odkąd tylko zobaczyłeś ten kolaż, pojawi się trudna odpowiedź. I właśnie tak
jest, bo moje życie nie było nigdy usłane różami. Niewiele osób jednak wie coś na ten temat, lecz ufam ci, więc opowiem tę historię, jeśli chcesz posłuchać.
Harry znowu mnie
przejrzał. To prawda, wiem, kto jest na tych zdjęciach, jednak ciekawi mnie
dlaczego są to zdjęcia wyłącznie z młodości, ale też… dlaczego jesteśmy w domu
jego ciotki. Odpowiedzi na to pytanie boję się najbardziej. Mam wrażenie, że
ten chłopak wiele przeszedł. Nie wiem, co mną kieruje, ale chciałbym dodać mu
jakoś odwagi i pewności, że może się podzielić swoim życiem ze mną. Kładę dłoń
na jego udo, a drugą ręką delikatnie go obejmuję. Tym małym gestem daję mu wsparcie.
- Chcę. I dziękuję, że
dałeś mi drugą szansę po moim wcześniejszym zachowaniu. Możesz mi ufać.
- Na pewno kojarzysz
wydarzenia z jedenastego września dwutysięcznego pierwszego roku… Mieszkałem
wtedy w Nowym Jorku, tam właśnie był mój rodzinny dom. Czasami jedna prosta,
ale niewłaściwa decyzja może spowodować wielką lawinę skutków. Rodzice mięli rocznice ślubu. Chcieli wziąć wolne i spędzić ten czas razem, ciesząc się swoim związkiem. Jednak stwierdzili, że pójdą do pracy, by nie nagrabić sobie u szefa. Prosta i codzienna decyzja, czyż nie? Ale jednak to tylko pozornie te małe wybory są nieznaczące. Tak też było w
moim przypadku. Zwykły dzień, jak każdy inny. Miałem sześć lat i zostałem w
domu z gosposią. Rodzice musieli załatwić coś ważnego, nie dowiedziałem się i
już nigdy się nie dowiem, co to było, w
World Trade Center, przed pójściem do biura. Gdyby zrobili to dzień wcześniej… Gdyby zostali w domu, tak jak miało być na początku... - chłopak przerywa na
chwilę, próbując opanować emocje. Mnie samego przechodzi dreszcz. Nie potrafię
nawet zrozumieć, jak wielkie piekło przeszedł już jako dziecko. – Przepraszam,
już mogę mówić dalej. Potrzebowałem chwili… - w pokoju ponownie zachodzi martwa ciza. Tykanie wskazówek zegara, odłosy naszych oddechów i przyspieszone bicie serca jedynie ją zakłócaja. - Zginęli. Razem z innymi, ponad dwoma
tysiącami, ludźmi. Nie będę ci opowiadał szczegółów, bo to boli. Za bardzo... I to jest
odpowiedź na twoje właściwe pytanie, Lou. Mieszkam w Londynie z ciocią, bo całe
moje życie w Nowym Jorku padło w gruzach wraz z upadkiem tej ogromnej budowli. Byłem
jedynakiem. Jedyną chętną osobą do przygarnięcia zdruzgotanego sześcioletniego
dziecka była mieszkająca tutaj siostra mojego taty - Carrie.
Stąd te zdjęcia i napis. Żebym pamiętał, że niezależnie od tego co się
stało, że mam jeszcze wspomnienia związane z moimi rodzicami, które pozostaną
ze mną na zawsze i tego nikt nie jest w stanie mi odebrać – jego głos zaczął
się łamać, wiedziałem, ile go to kosztuje. Gestem pokazałem mu, że nie musi nic
więcej mówić, że rozumiem to wszystko.
- Cierpienie wymaga więcej odwagi niż śmierć, Harry.* Oni byliby z ciebie dumni.
Czasem i słowa są za słabe,
by wyrazić uczucia lub po prostu nie umiemy dopowiedzieć nic, co mogłoby pomóc.
Wtedy liczą się czyny.
Spojrzałem w oczy
Harry’ego, które były jakby zaszklone, przez zbierające się w nich łzy.
Odgarnąłem włosy z jego twarzy i usiadłem mu na kolanach, po czym przytuliłem
go. Było to szczere. Z całego serca pragnąłem w tym uścisku przelać moje
współczucie i zrozumienie i jednocześnie podziw, że po tym, co go spotkało,
potrafi być tak dobrą i optymistyczną osobą. Chłopak oparł twarz o moje ramiona,
na których poczułem jego łzy. Umocniłem jeszcze bardziej uścisk, zbliżając go
do siebie. Poczułem też jego ciepłe
dłonie na moich barkach. To nie było fizyczne pod żadnym względem. Nie liczył
się nasz dotyk. Liczyło się to, co przez ten czyn nim przekazuję. Mimo wielkiej
guli w moim gardle, wiedziałem, że muszę coś jeszcze powiedzieć. Chcę, żeby on
to wiedział.
- Harry… - mój głos też
zaczął się lekko łamać, więc wydusiłem z siebie tylko cichy szept skierowany
prosto do jego ucha. – Przykro mi. Za wszystko. Żałuję każdego złego słowa na
twój temat. Po tym co przeszedłeś… Jesteś naprawdę dzielny. Rodzice byliby z
ciebie dumni – powtarzam to zdanie po raz kolejny, ponieważ wiem, że to, co sobą reprezentuje Harry - jego wartości moralne, wzorce i zachowanie, sprawiłoby, że duma by ich roznosiła. Naprawdę nie potrafię powiedzieć nic więcej. Ponownie wtulam się w niego,
dodając mu otuchy. On w podziękowaniu kiwa głową i przerwa na moment nasz uścisk.
Nadal jednak siedzę na jego kolanach. Spogląda
mi w oczy, tym samym przekazując wszystkie uczucia nim targające. Moja
dłoń kieruje się ku jego twarzy.
Opuszkami palców gładzę jego mokre od
łez policzki. Teraz, patrząc w jego oczy, nie mogę inaczej postąpić. Zbliżam
swoją twarz do jego. Dzielą nas tylko milimetry. Po chwili całuję go czule w policzek.
Moje usta lekko dotykają jego wilgotnej od płaczu skóry. Przez ten mały gest
okazuję moje wsparcie. W odpowiedzi dostaję uśmiech. To dziwne zjawisko – uśmiech przez łzy. Kojarzy
mi się z nadzieją. Że było źle, naprawdę źle, ale w ciemnym tunelu pojawił się
promyk światła, który wskazuje, że nie może być gorzej, lecz tylko lepiej.
Dlaczego? Ponieważ są osoby, dzięki którym nie liczy się to, co smutne, a
jedynie to, co dobre i pełne nadziei na lepsze jutro.
Podejrzewam, że
wszystkie wydarzenia z dzisiejszego dnia, ale też usłyszana przed chwilą
historia wpłynęły na to, jak bardzo jestem zmęczony. Nadal wtulony w Harry’ego
zamykam oczy, powoli odpływając w krainę snów. Tuż przed zaśnięciem mam
wrażenie, że słyszę cichy szept: „dziękuję”.
_____________________________________
* cytat Napoleon Bonaparte