sobota, 15 czerwca 2013

Rozdział VII




Po dłuższej przewie wracam z kolejnym rozdziałem. ;3
 
_____________________________________
 
 
Czuję, że ktoś lekko szarpie mnie za ramię. Z lekceważeniem szepczę kilka słów, że chcę spać i obracam się na drugi bok, nadal nie otwierając oczu. Jednak po chwili, gdy przez nieustanne próby wybudzenia mnie, odzyskuję powoli świadomość, przypominam sobie wydarzenia z wczorajszego dnia. Krok po kroku odtwarzam w pamięci każdy najmniejszy szczegół. Wspomnienia są  najróżniejsze. Radosne, smutne, wesołe, refleksyjne, jednak zawsze pojawia się jeden element. Harry. Nadal nie wierzę, że zaledwie po dobie spędzonej z chłopakiem, tak bardzo zmieniłem o nim zdanie. Uśmiecham się pod nosem sam do siebie i w końcu otwieram oczy.
- Spokojnie, bo ramię mi urwiesz – mówię na dzień dobry młodszemu.
- Już miałem wątpliwości, czy kiedykolwiek się wybudzisz. A tak w ogóle to dzień dobry – odpowiada z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Cholera, nie znoszę tego. Może to idiotyczne, ale nie widzę sensu w mówieniu: „dzień dobry” rano. Po pierwsze: poszliśmy spać późno, więc, powiedzmy, że nie widzieliśmy się tylko kilka godzin. Po drugie: spędzaliśmy ten czas praktycznie razem, leżąc koło siebie na jednym łóżku – po chwili uświadamiam sobie sens tych słów i żeby nie zrobiło się niezręcznie szybko kontynuuję. – Po prostu byliśmy w jednym pomieszczeniu i nie żegnaliśmy się, no i gdzie tu  jest sens w tym pieprzonym witaniu się rano?
-  Ciekawe zdanie, Lou – chłopak zaczyna się cicho śmiać. – Ale słuchaj, nie przyszło ci do głowy coś zwane kulturą osobistą i grzecznością? – widząc mój grymas na twarzy Harry ponownie wybucha śmiechem. – Twoja mimika mówi sama za siebie, nie drążmy już tematu.
Rozmawiamy jeszcze kilka minut, po czym ubieramy się. Ponownie proszę młodszego o jakiś T-shirt dla mnie. Tym razem daje mi sportową czerwoną koszulkę. Sam zakłada czarno-białą koszulę. Schodzimy na dół.
- A gdzie twoja ciocia? Mam zacząć się ukrywać? – momentalnie przypominam sobie o wczorajszym zakradaniu się. Dziwi mnie, że chodzimy sobie zwyczajnie po domu, a nie zakradamy się niczym Bond, jak poprzedniego wieczora.
- Lou, przestań z tego żartować. Myślisz, że pozwoliłbym ci tu tak hałasować, gdyby ona tu była? Spokojnie, ma dzisiaj poranną zmianę. Jest lekarzem, wyszła jakąś godzinę temu z domu. Masz szczęście, bo normalnie zaczyna o szóstej i wtedy byłoby kiepsko z tobą.
- Czekaj. Jeszcze raz. O szóstej? Czyli dzisiaj szła na piątą? Przepraszam bardzo, ale która, cholera jasna, jest godzina?!
- No jest dwadzieścia po szóstej.
- Harry, zaraz będziesz kulawy. Ogłupiałeś? Czyli jakby zliczyć te wszystkie czynności to obudziłeś mnie o bladym świcie. Zabrałeś mi kilka godzin jednej z moich ulubionych czynności.  Masz przesrane.
Ze śmiechem rzucam się na chłopaka, wyzywając go, że kocham spać i jakie zło uczynił, odbierając mi cenne godziny odpoczynku. On zwinnie mnie omija i zaczyna uciekać. Biegnę za nim, nie zważając na to, że właśnie zwaliłem miskę ze stołu i porozsuwałem krzesła. Na nic nie zważamy. Czujemy się swobodnie, gonimy się po całym domu niczym dzieci. Po jakiś dziesięciu minutach zabawy i krzyku, w końcu udaje mi się dopaść Stylesa. Z impetem wskakuję mu na barana. On, nie spodziewając się tego, nie jest w stanie unieść mojego ciężaru i lądujemy na ziemi. Śmiejąc się, leżymy na podłodze przez dobrych kilka minut. Dawno nie czułem się tak… wyzwolony? To miłe uczucie cieszyć się z małych rzeczy.
- Okej, koniec. Tym razem ujdzie ci na sucho, dzieciaku. Ale w zamian za to liczę na dobre śniadanie – podnoszę się i pomagam wstać mojemu towarzyszowi.
Kierujemy się w ciszy w stronę kuchni, po drodze naprawiając wyrządzone szkody – poprzesuwane meble, poduszki. Uświadamiam sobie coś. Te kilkanaście godzin z nim sprawiły, że czuję się naprawdę dobrze. Jakby cząstka tego nieodpartego uroku i optymizmu spłynęła na mnie przez przebywanie z Harrym. Zdecydowanie nie chcę wracać do swojej szarej codzienności pozbawionej swobody i szczęścia. Dlaczego by nie przedłużyć mojej radości?
- Jakie masz dzisiaj lekcje? – ni stąd, ni zowąd pytam go.
- Daj mi pomyśleć… - przeczesuje opadające na twarz loki i zastanawia się moment. – Dwa angielskie, biologię, chemię i dwie matematyki.
- Okej. Czyli nieważne. To co dzisiaj robimy?
- Lou… nie mogę tak. Może to i głupie, ale nigdy nie wagarowałem. Boję się konsekwencji.
- Harry, gdybyś tylko zobaczył moją frekwencję… A jak widać nie wyrzucili mnie i żyję spokojnie, więc co tobie – dobremu i nienagannemu uczniowi – może zrobić jeden nieusprawiedliwiony dzień. Pomyślmy. Racja, nic. To co?
- Sam nie wiem…
- Idziemy. Postanowione. Kto by pomyślał. Wzorowy uczeń i od razu dał się namówić. Schodzisz na złą drogę, mały.
- Nie schodzę, tylko ty mnie na nią sprowadzasz – odpowiada, uśmiechając się.
Przekomarzamy się kilka kolejnych minut, jedząc śniadanie. Temu chłopakowi naprawdę nie można nic zarzucić. Oprócz wszystkich jego zalet, które już poznałem, przed chwilą ujawniła się kolejna. Świetny z niego kucharz – to też można by dopisać do długiej listy. Uszykował nam jajecznicę z boczkiem, pomidorem i cebulą oraz tosty. Kto by pomyślał, że tak prosty posiłek może być zarazem tak smaczny. Po małej uczcie robimy porządek w kuchni i jesteśmy już gotowi do wyjścia.
Harry zamyka masywne drzwi, a ja w tym czasie przyglądam się oryginalnej zabudowie domu, gdyż wczoraj nie miałem na to czasu. Jestem pod takim samym, jak jeszcze nie większym, wrażeniem, co wczoraj.
- Robi wrażenie, co? – w odpowiedzi kiwam głową z aprobatą. – Okej, jestem już gotowy, to co robimy? Dzisiaj ty ustalasz plan dnia!
- Wczoraj ty pokazałeś mi kilka świetnych miejsc, dzisiaj  ja chciałbym, żebyś zobaczył, gdzie spędzałem czas jak tylko przeprowadziłem się do Londynu i nie znałem nikogo. Pogoda nam sprzyja, więc może być ciekawie. Tylko musisz się uzbroić w cierpliwość. Podróż zajmie nam z dwie godziny i musimy iść na pociąg. Zainteresowany?
- Jasne. I spokojnie, w przeciwieństwie do ciebie jestem cierpliwą osobą, więc nie robi mi to problemu.
Po spędzeniu stu dwudziestu minut w podróży faktycznie można by stwierdzić, że Harry jest niezwykle cierpliwą osobą. Można by też dodać to tego, że jest zdecydowanym przeciwieństwem mnie, a to tylko kolejna cecha, która utwierdza w tym przekonaniu. On całą podróż spędził, podziwiając widoki za oknem. Zamykał oczy, rozmarzał się z uśmiechem na twarzy. Ja natomiast, mimo że to moim pomysłem była ta wycieczka i nie pierwszy raz odtwarzałem tę trasę, nie mogłem usiedzieć na miejscu. Chodziłem między wagonami, bawiłem się komórką, rozmawiałem z przypadkowymi ludźmi, próbowałem zasnąć. Czyli jak pięciolatek, który nie potrafi usiedzieć dłużej niż piętnaście minut na miejscu. Kto wie, może Harry ma racje i w każdym z nas tkwi coś charakterystycznego dla dziecka. Mimo mojej „męki” ostatecznie dotarliśmy na miejsce bez żadnych przeszkód.
Od mojego miejsca dzieliło nas od stacji kolejowej tylko dwadzieścia minut szybkiego marszu. Widziałem, że młodszy chłopak, idący koło mnie, jest bardzo ciekawy co chciałbym mu pokazać. Nie jest to w zasadzie nic nadzwyczajnego. Czasami nie chodzi o miejsce, ale o wspomnienia i wydarzenia z nim związane. To one czynią je wyjątkowym. Dla mnie czymś takim była niewielka polana, znajdująca się za lasem, więc niewielu ludzi wiedziało o jej istnieniu. Przy zachodniej części polany znajdował się mały staw z pomostem. Moim ulubionym zajęciem było wchodzenie na najdalej wysunięty punkt, zamykanie oczu. Wsłuchiwałem się w szum wody, szelest wierzb płaczących, które otaczały polanę. To pozwalało mi zapomnieć. O wszystkich problemach, słabościach. Cieszyłem się chwilą, czerpiąc jak najwięcej z tego pięknego miejsca. Zawsze czas spędzałem tam sam. Ta zielona kraina była moją ucieczką od rzeczywistości, nie dzieliłem się pięknem tego miejsca, uspokajającym szumem drzew, kojącą chłodną wodą z nikim innym. Jednak mam przeczucie, że Harry nie zaburzy mi tej  aury. Po wczorajszym dniu, jego przejmującej  historii, która się ze mną podzielił,  czuję, że i ja chciałbym się z nim podzielić czymś, co jest tylko moje. Udostępnić i mu to miejsce, by mógł zmagać się ze swoimi demonami przyszłości, rozmyślać, ale też marzyć o lepszym jutrze w tym miejscu. Zasługuje na to.
Gdy w końcu doszliśmy, Harry nie wypowiedział ani słowa. Odstąpił mnie i sam zaczął krążyć po polanie, obserwując szczegółowo wszystkie elementy. Ostatecznie usiadł na brzegu stawku, przejeżdżając palcami po  lustrzanej  tafli wody. Odwrócił się do mnie z uśmiechem.
- Dziękuję, Lou. Cieszę się, że dałeś mi szansę i otworzyłeś się na mnie. Wiem, że to twoje wyjątkowe miejsce i podejrzewam, że nie często zabierałeś tutaj swoich znajomych…
- Nigdy nikogo tu nie zabrałem, Hazz – wciąłem się mu w wypowiedź, jednak chciałem, żeby wiedział, że to on właśnie jest pierwszą osobą, z którą podzieliłem się tym miejscem.
- Tym bardziej dziękuję. Jest naprawdę pięknie. Dobrze, że mnie tu zabrałeś.
W odpowiedzi skinąłem głową i uśmiechnąłem się lekko. Nie potrzebne były żadne słowa. On zrozumiał.
Towarzyszyła nam piękna pogoda. Nadal obserwowałem Harry’ego spod drzewa. Gorące promienie słoneczne padały na twarz chłopaka, rzucając cienie na jego ciemnobrązowe włosy. Szczupłe dłonie nadal moczył w wodzie. Sprawiało mu to przyjemność. Mam wrażenie, że faktycznie zatracił się i zapomniał, że jestem tu razem z nim. Jakby był teraz sam ze swoim światem. Wyglądał naprawdę świetnie… Cholera, o czym ja myślę. To nie pierwszy raz, kiedy patrzę na chłopaka z podziwem? Czy można to tak nazwać? Sądzę, że tak. Z podziwem, ale też z chęcią zbliżenia się do niego. Z reguły korciłem się za to w myślach. Ale w końcu to tak jak zwykły facet ogląda się za ładną dziewczyną na ulicy. Tak i ja – gej – oglądam się za przystojnym chłopakiem. Nigdy jednak nie dopuszczałem do siebie tej myśli, że on faktycznie mi się podoba. Że chciałbym z nim spróbować. Przeraża mnie sama myśl o tym, bo przypominam sobie o moim początkowym i lekceważącym stosunku do młodszego. Jednak każdy po czasie uświadamia sobie, że popełnił błąd. Co może się stać, gdybym zbliżył się do niego? No właśnie. Nic złego nie przychodzi mi do głowy. Czy warto zaryzykować? Chyba tak. Może on pozwoli mi żyć takim życiem, o jakim zawsze po cichu marzyłem.


6 komentarzy:

  1. okej, to było zdecydowanie słodkie xd Louis zabrał go w miejsce, gdzie nigdy nie zabierał nikogo, awww ;p ogólnie ciekawi mnie, co się stanie w szkole i kiedy wreszcie się pocałują ;p powiem Ci szerze, że jak mi napisałaś, że końcówka mi się spodoba, to myślałam, że już w tym rozdziale xd ale okeej, poczekam, byle nie za długo ;p i w sumie mogłabym trochę ponarzekać na długość, ale już Ci nie marudzę i zostawię to innym xd mam nadzieję, że teraz będziesz miała więcej czasu, weny i nie będziesz pisała z kacem!
    loffki

    OdpowiedzUsuń
  2. Okej, więc powiem Ci, że to jest baaardzo słodkie xD
    Nie mogę się już doczekać aż w końcu będą razem xD
    No i szczerze mówiąc (pisząc) to niepokoi mnie długość. W sumie to nie wiem co miałabym jeszcze powiedzieć xD
    Pozdrawiam,
    Justyna :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudne, przecudne :D
    Właśnie na to w głębi duszy czekałam... Bardzo dobrze rozumiem Harrego, bo sama też nie mam pojęcia, jak to jest na wagarach; wiem, brzmi przedziwnie.
    "Idziemy. Postanowione. Kto by pomyślał. Wzorowy uczeń i od razu dał się namówić. Schodzisz na złą drogę, mały.
    - Nie schodzę, tylko ty mnie na nią sprowadzasz – odpowiada, uśmiechając się." - szeroko się uśmiechnęłam, czytając ten fragment. Ogólnie rzecz biorąc, przez cały rozdział miałam na twarzy "banana". A co do długości: będę pierwszą osobą, która Ci powie, że wszystko jest w najlepszym porządku (w przypadku Bennody byłoby to niewskazane, ale tu... im krócej, tym lepiej, bo pragnie się więcej i więcej :) )
    Cóż więcej powiedzieć... Dużo weny!
    Kinga

    PS. O czymś nowym dam ci znać, obiecuję.

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże... To się nazywa talent! Talent do wymyślania tych niesamowitych opisów, do przelewania ich na papier (bądź komputer xD) w takiej cudownej formie *_* Kiedy tylko je czytam, mimowolnie uśmiecham się do kompa. Ich wzajemnie relacje są... przesłodkie *_* Mam nadzieję, że dalej się już potoczy "z górki", bo... bo to opowiadanie po prostu wciąga jak nic innego :D So... Powodzenia życzę!
    XoXo

    OdpowiedzUsuń
  5. wiem, wiem. należy mi się porządne lańsko, ale cóż... wyszło tak jakoś no i robota. ale jestem. przeczytałam wcześniej, tylko po prostu komentuję dopiero teraz.
    szczerze powiedziawszy to Lou zaszalał i to ostro. zabrał Harry'ego do miejsca, gdzie jeszcze nikt inny nie był. i pomyśleć, to takie spokojne miejsce. zupełnie do niego nie pasuje xd
    i tak jego rozkmina o Harrym, jejciu jej. w końcu przegląda na oczy, że Hazza to kawał dobrej dupy xd najwyższy czas.
    no i Tommo sprowadza nasze Hazziątko na złą drogę. wagary. oj nieładnie, nieładnie Panie Styles. żeby mi to nie był ostatni raz. bo z Lou to możesz chodzić wszędzie, niech ta pajac w końcu zrozumie co i jak ;d
    uwielbiam ich, serio. no szczególnie te ich przepychanki słowne ;d
    "- Harry, zaraz będziesz kulawy. Ogłupiałeś? Czyli jakby zliczyć te wszystkie czynności to obudziłeś mnie o bladym świcie. Zabrałeś mi kilka godzin jednej z moich ulubionych czynności. Masz przesrane."
    wiem, że nie pokolei lecę, ale co tam. do rzeczy xd Harry, zaraz będziesz kulawy. Hm, ja tam bym wolała wersję "Harry, zaraz będzie goły."
    "Z impetem wskakuję mu na barana. On, nie spodziewając się tego, nie jest w stanie unieść mojego ciężaru i lądujemy na ziemi."
    AND NOW KISS.
    to by było zajebiste, ale wiem, że za wcześnie. nie narzekam już, bo dostanę po głowie xd
    no ale sama przyznasz, że rozdział mógłby być dłuższy ;d
    dobra, ja jeszcze raz przepraszam, za to że tak późno i czekam na kolejny. tym razem postaram się nie nawalić c:

    OdpowiedzUsuń
  6. zapraszam do zgłoszenia swojego bloga!
    http://klinika-uzaleznien-ocenialnia.blogspot.com/

    z góry przepraszam za spam. <3

    OdpowiedzUsuń