Po dłuższej przewie wracam z kolejnym rozdziałem. ;3
_____________________________________
Czuję, że ktoś lekko
szarpie mnie za ramię. Z lekceważeniem szepczę kilka słów, że chcę spać i
obracam się na drugi bok, nadal nie otwierając oczu. Jednak po chwili, gdy
przez nieustanne próby wybudzenia mnie, odzyskuję powoli świadomość,
przypominam sobie wydarzenia z wczorajszego dnia. Krok po kroku odtwarzam w
pamięci każdy najmniejszy szczegół. Wspomnienia są najróżniejsze. Radosne, smutne, wesołe,
refleksyjne, jednak zawsze pojawia się jeden element. Harry. Nadal nie wierzę,
że zaledwie po dobie spędzonej z chłopakiem, tak bardzo zmieniłem o nim zdanie.
Uśmiecham się pod nosem sam do siebie i w końcu otwieram oczy.
- Spokojnie, bo ramię
mi urwiesz – mówię na dzień dobry młodszemu.
- Już miałem
wątpliwości, czy kiedykolwiek się wybudzisz. A tak w ogóle to dzień dobry –
odpowiada z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Cholera, nie znoszę
tego. Może to idiotyczne, ale nie widzę sensu w mówieniu: „dzień dobry” rano.
Po pierwsze: poszliśmy spać późno, więc, powiedzmy, że nie widzieliśmy się
tylko kilka godzin. Po drugie: spędzaliśmy ten czas praktycznie razem, leżąc
koło siebie na jednym łóżku – po chwili uświadamiam sobie sens tych słów i żeby
nie zrobiło się niezręcznie szybko kontynuuję. – Po prostu byliśmy w jednym
pomieszczeniu i nie żegnaliśmy się, no i gdzie tu jest sens w tym pieprzonym witaniu się rano?
- Ciekawe zdanie, Lou – chłopak zaczyna się
cicho śmiać. – Ale słuchaj, nie przyszło ci do głowy coś zwane kulturą osobistą
i grzecznością? – widząc mój grymas na twarzy Harry ponownie wybucha śmiechem.
– Twoja mimika mówi sama za siebie, nie drążmy już tematu.
Rozmawiamy jeszcze
kilka minut, po czym ubieramy się. Ponownie proszę młodszego o jakiś T-shirt
dla mnie. Tym razem daje mi sportową czerwoną koszulkę. Sam zakłada
czarno-białą koszulę. Schodzimy na dół.
- A gdzie twoja ciocia?
Mam zacząć się ukrywać? – momentalnie przypominam sobie o wczorajszym
zakradaniu się. Dziwi mnie, że chodzimy sobie zwyczajnie po domu, a nie
zakradamy się niczym Bond, jak poprzedniego wieczora.
- Lou, przestań z tego
żartować. Myślisz, że pozwoliłbym ci tu tak hałasować, gdyby ona tu była?
Spokojnie, ma dzisiaj poranną zmianę. Jest lekarzem, wyszła jakąś godzinę temu
z domu. Masz szczęście, bo normalnie zaczyna o szóstej i wtedy byłoby kiepsko z
tobą.
- Czekaj. Jeszcze raz.
O szóstej? Czyli dzisiaj szła na piątą? Przepraszam bardzo, ale która, cholera
jasna, jest godzina?!
- No jest dwadzieścia
po szóstej.
- Harry, zaraz będziesz
kulawy. Ogłupiałeś? Czyli jakby zliczyć te wszystkie czynności to obudziłeś
mnie o bladym świcie. Zabrałeś mi kilka godzin jednej z moich ulubionych
czynności. Masz przesrane.
Ze śmiechem rzucam się
na chłopaka, wyzywając go, że kocham spać i jakie zło uczynił, odbierając mi
cenne godziny odpoczynku. On zwinnie mnie omija i zaczyna uciekać. Biegnę za
nim, nie zważając na to, że właśnie zwaliłem miskę ze stołu i porozsuwałem
krzesła. Na nic nie zważamy. Czujemy się swobodnie, gonimy się po całym domu
niczym dzieci. Po jakiś dziesięciu minutach zabawy i krzyku, w końcu udaje mi
się dopaść Stylesa. Z impetem wskakuję mu na barana. On, nie spodziewając się
tego, nie jest w stanie unieść mojego ciężaru i lądujemy na ziemi. Śmiejąc się,
leżymy na podłodze przez dobrych kilka minut. Dawno nie czułem się tak…
wyzwolony? To miłe uczucie cieszyć się z małych rzeczy.
- Okej, koniec. Tym
razem ujdzie ci na sucho, dzieciaku. Ale w zamian za to liczę na dobre
śniadanie – podnoszę się i pomagam wstać mojemu towarzyszowi.
Kierujemy się w ciszy w
stronę kuchni, po drodze naprawiając wyrządzone szkody – poprzesuwane meble,
poduszki. Uświadamiam sobie coś. Te kilkanaście godzin z nim sprawiły, że czuję
się naprawdę dobrze. Jakby cząstka tego nieodpartego uroku i optymizmu spłynęła
na mnie przez przebywanie z Harrym. Zdecydowanie nie chcę wracać do swojej
szarej codzienności pozbawionej swobody i szczęścia. Dlaczego by nie przedłużyć
mojej radości?
- Jakie masz dzisiaj
lekcje? – ni stąd, ni zowąd pytam go.
- Daj mi pomyśleć… - przeczesuje
opadające na twarz loki i zastanawia się moment. – Dwa angielskie, biologię,
chemię i dwie matematyki.
- Okej. Czyli nieważne.
To co dzisiaj robimy?
- Lou… nie mogę tak.
Może to i głupie, ale nigdy nie wagarowałem. Boję się konsekwencji.
- Harry, gdybyś tylko
zobaczył moją frekwencję… A jak widać nie wyrzucili mnie i żyję spokojnie, więc
co tobie – dobremu i nienagannemu uczniowi – może zrobić jeden
nieusprawiedliwiony dzień. Pomyślmy. Racja, nic. To co?
- Sam nie wiem…
- Idziemy. Postanowione.
Kto by pomyślał. Wzorowy uczeń i od razu dał się namówić. Schodzisz na złą
drogę, mały.
- Nie schodzę, tylko ty
mnie na nią sprowadzasz – odpowiada, uśmiechając się.
Przekomarzamy się kilka
kolejnych minut, jedząc śniadanie. Temu chłopakowi naprawdę nie można nic
zarzucić. Oprócz wszystkich jego zalet, które już poznałem, przed chwilą
ujawniła się kolejna. Świetny z niego kucharz – to też można by dopisać do
długiej listy. Uszykował nam jajecznicę z boczkiem, pomidorem i cebulą oraz
tosty. Kto by pomyślał, że tak prosty posiłek może być zarazem tak smaczny. Po
małej uczcie robimy porządek w kuchni i jesteśmy już gotowi do wyjścia.
Harry zamyka masywne
drzwi, a ja w tym czasie przyglądam się oryginalnej zabudowie domu, gdyż
wczoraj nie miałem na to czasu. Jestem pod takim samym, jak jeszcze nie
większym, wrażeniem, co wczoraj.
- Robi wrażenie, co? –
w odpowiedzi kiwam głową z aprobatą. – Okej, jestem już gotowy, to co robimy?
Dzisiaj ty ustalasz plan dnia!
- Wczoraj ty pokazałeś
mi kilka świetnych miejsc, dzisiaj ja
chciałbym, żebyś zobaczył, gdzie spędzałem czas jak tylko przeprowadziłem się
do Londynu i nie znałem nikogo. Pogoda nam sprzyja, więc może być ciekawie.
Tylko musisz się uzbroić w cierpliwość. Podróż zajmie nam z dwie godziny i
musimy iść na pociąg. Zainteresowany?
- Jasne. I spokojnie, w
przeciwieństwie do ciebie jestem cierpliwą osobą, więc nie robi mi to problemu.
Po spędzeniu stu
dwudziestu minut w podróży faktycznie można by stwierdzić, że Harry jest
niezwykle cierpliwą osobą. Można by też dodać to tego, że jest zdecydowanym
przeciwieństwem mnie, a to tylko kolejna cecha, która utwierdza w tym
przekonaniu. On całą podróż spędził, podziwiając widoki za oknem. Zamykał oczy,
rozmarzał się z uśmiechem na twarzy. Ja natomiast, mimo że to moim pomysłem
była ta wycieczka i nie pierwszy raz odtwarzałem tę trasę, nie mogłem usiedzieć
na miejscu. Chodziłem między wagonami, bawiłem się komórką, rozmawiałem z
przypadkowymi ludźmi, próbowałem zasnąć. Czyli jak pięciolatek, który nie
potrafi usiedzieć dłużej niż piętnaście minut na miejscu. Kto wie, może Harry
ma racje i w każdym z nas tkwi coś charakterystycznego dla dziecka. Mimo mojej „męki”
ostatecznie dotarliśmy na miejsce bez żadnych przeszkód.
Od mojego miejsca
dzieliło nas od stacji kolejowej tylko dwadzieścia minut szybkiego marszu.
Widziałem, że młodszy chłopak, idący koło mnie, jest bardzo ciekawy co
chciałbym mu pokazać. Nie jest to w zasadzie nic nadzwyczajnego. Czasami nie
chodzi o miejsce, ale o wspomnienia i wydarzenia z nim związane. To one czynią
je wyjątkowym. Dla mnie czymś takim była niewielka polana, znajdująca się za
lasem, więc niewielu ludzi wiedziało o jej istnieniu. Przy zachodniej części
polany znajdował się mały staw z pomostem. Moim ulubionym zajęciem było
wchodzenie na najdalej wysunięty punkt, zamykanie oczu. Wsłuchiwałem się w szum
wody, szelest wierzb płaczących, które otaczały polanę. To pozwalało mi
zapomnieć. O wszystkich problemach, słabościach. Cieszyłem się chwilą, czerpiąc
jak najwięcej z tego pięknego miejsca. Zawsze czas spędzałem tam sam. Ta
zielona kraina była moją ucieczką od rzeczywistości, nie dzieliłem się pięknem
tego miejsca, uspokajającym szumem drzew, kojącą chłodną wodą z nikim innym.
Jednak mam przeczucie, że Harry nie zaburzy mi tej aury. Po wczorajszym dniu, jego przejmującej historii, która się ze mną podzielił, czuję, że i ja chciałbym się z nim podzielić czymś,
co jest tylko moje. Udostępnić i mu to miejsce, by mógł zmagać się ze swoimi
demonami przyszłości, rozmyślać, ale też marzyć o lepszym jutrze w tym miejscu.
Zasługuje na to.
Gdy w końcu doszliśmy,
Harry nie wypowiedział ani słowa. Odstąpił mnie i sam zaczął krążyć po polanie,
obserwując szczegółowo wszystkie elementy. Ostatecznie usiadł na brzegu stawku,
przejeżdżając palcami po lustrzanej tafli wody. Odwrócił się do mnie z
uśmiechem.
- Dziękuję, Lou. Cieszę
się, że dałeś mi szansę i otworzyłeś się na mnie. Wiem, że to twoje wyjątkowe
miejsce i podejrzewam, że nie często zabierałeś tutaj swoich znajomych…
- Nigdy nikogo tu nie
zabrałem, Hazz – wciąłem się mu w wypowiedź, jednak chciałem, żeby wiedział, że
to on właśnie jest pierwszą osobą, z którą podzieliłem się tym miejscem.
- Tym bardziej dziękuję.
Jest naprawdę pięknie. Dobrze, że mnie tu zabrałeś.
W odpowiedzi skinąłem głową i uśmiechnąłem się lekko. Nie potrzebne były żadne słowa. On zrozumiał.
Towarzyszyła nam piękna
pogoda. Nadal obserwowałem Harry’ego spod drzewa. Gorące promienie słoneczne
padały na twarz chłopaka, rzucając cienie na jego ciemnobrązowe włosy. Szczupłe
dłonie nadal moczył w wodzie. Sprawiało mu to przyjemność. Mam wrażenie, że
faktycznie zatracił się i zapomniał, że jestem tu razem z nim. Jakby był teraz
sam ze swoim światem. Wyglądał naprawdę świetnie… Cholera, o czym ja myślę. To
nie pierwszy raz, kiedy patrzę na chłopaka z podziwem? Czy można to tak nazwać?
Sądzę, że tak. Z podziwem, ale też z chęcią zbliżenia się do niego. Z reguły
korciłem się za to w myślach. Ale w końcu to tak jak zwykły facet ogląda się za
ładną dziewczyną na ulicy. Tak i ja – gej – oglądam się za przystojnym
chłopakiem. Nigdy jednak nie dopuszczałem do siebie tej myśli, że on faktycznie
mi się podoba. Że chciałbym z nim spróbować. Przeraża mnie sama myśl o tym, bo
przypominam sobie o moim początkowym i lekceważącym stosunku do młodszego.
Jednak każdy po czasie uświadamia sobie, że popełnił błąd. Co może się stać,
gdybym zbliżył się do niego? No właśnie. Nic złego nie przychodzi mi do głowy. Czy
warto zaryzykować? Chyba tak. Może on pozwoli mi żyć takim życiem, o jakim
zawsze po cichu marzyłem.
okej, to było zdecydowanie słodkie xd Louis zabrał go w miejsce, gdzie nigdy nie zabierał nikogo, awww ;p ogólnie ciekawi mnie, co się stanie w szkole i kiedy wreszcie się pocałują ;p powiem Ci szerze, że jak mi napisałaś, że końcówka mi się spodoba, to myślałam, że już w tym rozdziale xd ale okeej, poczekam, byle nie za długo ;p i w sumie mogłabym trochę ponarzekać na długość, ale już Ci nie marudzę i zostawię to innym xd mam nadzieję, że teraz będziesz miała więcej czasu, weny i nie będziesz pisała z kacem!
OdpowiedzUsuńloffki
Okej, więc powiem Ci, że to jest baaardzo słodkie xD
OdpowiedzUsuńNie mogę się już doczekać aż w końcu będą razem xD
No i szczerze mówiąc (pisząc) to niepokoi mnie długość. W sumie to nie wiem co miałabym jeszcze powiedzieć xD
Pozdrawiam,
Justyna :)
Cudne, przecudne :D
OdpowiedzUsuńWłaśnie na to w głębi duszy czekałam... Bardzo dobrze rozumiem Harrego, bo sama też nie mam pojęcia, jak to jest na wagarach; wiem, brzmi przedziwnie.
"Idziemy. Postanowione. Kto by pomyślał. Wzorowy uczeń i od razu dał się namówić. Schodzisz na złą drogę, mały.
- Nie schodzę, tylko ty mnie na nią sprowadzasz – odpowiada, uśmiechając się." - szeroko się uśmiechnęłam, czytając ten fragment. Ogólnie rzecz biorąc, przez cały rozdział miałam na twarzy "banana". A co do długości: będę pierwszą osobą, która Ci powie, że wszystko jest w najlepszym porządku (w przypadku Bennody byłoby to niewskazane, ale tu... im krócej, tym lepiej, bo pragnie się więcej i więcej :) )
Cóż więcej powiedzieć... Dużo weny!
Kinga
PS. O czymś nowym dam ci znać, obiecuję.
Boże... To się nazywa talent! Talent do wymyślania tych niesamowitych opisów, do przelewania ich na papier (bądź komputer xD) w takiej cudownej formie *_* Kiedy tylko je czytam, mimowolnie uśmiecham się do kompa. Ich wzajemnie relacje są... przesłodkie *_* Mam nadzieję, że dalej się już potoczy "z górki", bo... bo to opowiadanie po prostu wciąga jak nic innego :D So... Powodzenia życzę!
OdpowiedzUsuńXoXo
wiem, wiem. należy mi się porządne lańsko, ale cóż... wyszło tak jakoś no i robota. ale jestem. przeczytałam wcześniej, tylko po prostu komentuję dopiero teraz.
OdpowiedzUsuńszczerze powiedziawszy to Lou zaszalał i to ostro. zabrał Harry'ego do miejsca, gdzie jeszcze nikt inny nie był. i pomyśleć, to takie spokojne miejsce. zupełnie do niego nie pasuje xd
i tak jego rozkmina o Harrym, jejciu jej. w końcu przegląda na oczy, że Hazza to kawał dobrej dupy xd najwyższy czas.
no i Tommo sprowadza nasze Hazziątko na złą drogę. wagary. oj nieładnie, nieładnie Panie Styles. żeby mi to nie był ostatni raz. bo z Lou to możesz chodzić wszędzie, niech ta pajac w końcu zrozumie co i jak ;d
uwielbiam ich, serio. no szczególnie te ich przepychanki słowne ;d
"- Harry, zaraz będziesz kulawy. Ogłupiałeś? Czyli jakby zliczyć te wszystkie czynności to obudziłeś mnie o bladym świcie. Zabrałeś mi kilka godzin jednej z moich ulubionych czynności. Masz przesrane."
wiem, że nie pokolei lecę, ale co tam. do rzeczy xd Harry, zaraz będziesz kulawy. Hm, ja tam bym wolała wersję "Harry, zaraz będzie goły."
"Z impetem wskakuję mu na barana. On, nie spodziewając się tego, nie jest w stanie unieść mojego ciężaru i lądujemy na ziemi."
AND NOW KISS.
to by było zajebiste, ale wiem, że za wcześnie. nie narzekam już, bo dostanę po głowie xd
no ale sama przyznasz, że rozdział mógłby być dłuższy ;d
dobra, ja jeszcze raz przepraszam, za to że tak późno i czekam na kolejny. tym razem postaram się nie nawalić c:
zapraszam do zgłoszenia swojego bloga!
OdpowiedzUsuńhttp://klinika-uzaleznien-ocenialnia.blogspot.com/
z góry przepraszam za spam. <3